wtorek, 14 kwietnia 2009

CATAPILLA 1971

JULIAN'S TREATMENT

A TIME BEFORE THIS 1970

RARE BIRD

RARE BIRD 1969
AS YOUR MIND FLIES BY 1970




1. Iceberg
2. Times
3. You Went Away
4. Melanie
5. Beautiful Scarlet
6. Sympathy
7. Nature's Fruit
8. Bird On A Wing
9. God Of War





1. What You Want To Know
2. Down On The Floor
3. Hammerhead
4. I'm Thinking
5. Flight
I. As Your Mind Flies By
II. Vacuum
III. New Yorker
IV. Central


Skład -

Steve Gould - Lead Vocals And Bass, Rhythm Guitar
Dave Kaffinetti - Pianos And Assorted Keyboards
Graham Field - Organ And Assorted Keyboards
Mark Ashton - Drums And Backing Vocals

THE WHO

WHO SELL OUT 1967




1. Armenia City In The Sky
2. Heinz Baked Beans
3. Mary Anne With The Shaky Hand
4. Odorono
5. Tattoo
6. Our Love Was
7. I Can See For Miles
8. I Can't Reach You
9. Medac
10. Relax
11. Silas Stingy
12. Sunrise
13. Rael


Skład -

Roger Daltrey – Lead Vocals, Backing Vocals, Percussion
Pete Townshend – Guitar, Lead Vocals, Keyboards, Pennywhistle, Banjo, Backing vocals
John Entwistle – Bass, Lead Vocals, Horns, Backing Vocals
Keith Moon – Drums, Lead vocals, Backing Vocals, Percussion


Do 'Who Sell Out' mam bardzo osobisty stosunek. Ten album obok płyt 'Tommy', 'Live At Leeds' oraz 'Who's Next' nie tylko był dla mnie punktem zwrotnym w postrzeganiu muzyki, ale także towarzyszył mi w chwili dla mnie szczególnej, gdy przeżywałem problem sercowy. Mało który twórca muzyki popularnej lepiej potrafił zobrazować, czy może raczej przełożyć na dźwięki, odczucia młodych ludzi, niż Pete Townshend. Wówczas wszystkie te nowe dla mnie doznania muzyczne podnosiły mnie na duchu, dodając otuchy i odrobinę pewności siebie. Teraz się z tego śmieję, ale wtedy był to problem najważniejszy na świecie.
Jest to trywialne, lecz dla mnie był to bardzo ważny okres życia. Okres, który minął bezpowrotnie i chociaż zakończył się porażką i nie należał do najprzyjemniejszych, to jednak pozostanie w mym sercu na całe życie.

Żeby jednak nie przynudzać.
'Who Sell Out' stanowił duży krok naprzód w stosunku do poprzednich dwóch płyt. Jeszcze bardziej niż na 'A Quick One' kwartet urozmaicił repertuar oraz nadał swojej muzyce szlachetniejszy rys.

Pierwszej stronie LP kwartet nadał formę audycji radiowej, w której piosenki przeplatane są radiowymi anonsami. Jako autor słów, komentujących wielobarwną muzykę, utrzymanych w tonie lekkim, czasem wręcz humorystycznym, gitarzysta pochylał się nad trudnym okresem dojrzewania, młodzieńczymi frustracjami, miłosnymi uniesieniami i rozczarowaniami.

Album zachwyca bogactwem pomysłów oraz ciekawych rozwiązań.
'Mary Anne With The Shaky Hand' w warstwie muzycznej nawiązuje do muzyki latynoskiej. Z kolei - utrzymany w sennej atmosferze - 'Tattoo' przykuwa uwagę arpeggiami gitary akustycznej i elektrycznej. Rockowy 'Odorono' to prosty, chwytliwy fragment, jednak nawet w tak niewyszukanych kompozycjach muzycy potrafili czarować interesującymi melodiami.

Najważniejszym nagraniem na płycie wydaje się 'I Can See For Miles', piosenka wykonana z niespotykaną intensywnością - zespół wprowadził tutaj, grające równolegle odmienne linie melodyczne, dwie gitary elektryczne o prowokacyjnym ostrym, hałaśliwym, chwilami niemal transowym brzmieniu, obudowane ciężkimi tonami gitary basowej.
Co ciekawe, utwór, wydany na singlu promującym 'Who Sell Out', odniósł w rodzinnej Wielkiej Brytanii umiarkowany sukces.

Przeciwwagę dla wymienionych piosenek stanowiły liryczne, urzekające kompozycje takie jak 'Our Love Was' i 'I Can't Reach You' - w tej drugiej wiodącym instrumentem był fortepian - oraz zagrany wyłącznie z towarzyszeniem gitary akustycznej, refleksyjny 'Sunrise'.

Album zaś kończył wielowątkowy 'Rael', jedna z moich najbardziej lubianych kompozycji w dorobku kwartetu. Co ciekawe - pod koniec pojawiają się akordy, które po istotnej zmianie aranżacji zostaną wykorzystane na płycie 'Tommy'. Ważną rolę w kompozycji odgrywały oniryczne, rozpływające się dźwięki organów Hammonda. Ten instrument pojawia się także w dwóch innych nagraniach - dynamicznym 'Relax' i pogodnym 'Silas Stingy'.

Przeróżne efekty studyjne w największym stopniu grupa wykorzystała w piosence 'Armenia City In The Sky' stworzonej przez Johna Keene'a, któremu niedługo później Pete Townshend pomógł podczas tworzenia grupy Thunderclap Newman oraz został producentem jedynego albumu tej formacji.

W chwili wydania album nie odniósł oczekiwanego sukcesu. Sytuacja The Who znalazła się w punkcie krytycznym i gdyby nie kolejna płyta, która odmieniła losy zespołu, nie wiadomo czy kwartet zakończyłby działalność.
W każdym razie album pojawił się na rynku - tradycyjnie dla tamtych czasów - w wersji MONO i STEREO i obie wersje różniły się nieco między sobą. Rzuca się w oczy zupełnie inne krótkie solo gitary w 'Our Love Was'. W wersji STEREO jest bardziej nastrojowe, natchnione, podczas gdy w wersji MONO zdecydowanie rockowe.
Oczywiście to pierwsza różnica z brzegu, ponieważ jest ich znaczniej więcej.

Wznowiona w 1995 roku wersja CD zawierała aż dziesięć wspaniałych bonusów, z których spokojnie można by stworzyć kolejny album długogrający. Najnowsza edycja ukazała się w serii Deluxe Edition w roku 2009 i na dwóch kompaktach zawiera oba miksy oryginalnego LP oraz, oprócz wcześniejszych dodatków, całą masę kolejnych rarytasów ze skarbnicy The Who.

RED DIRT 1970

Nigdy nie byłem mocny w tych wszystkich nazewnictwach gatunkowych. Blues-Rock, Prog-Rock, Psych-Prog, Heavy Progressive czy Blues Progresywny. Strasznie tego wszystkiego dużo i można mnożyć te wszystkie etykietki w nieskończoność. Tylko po co? Zapewne po to by ukierunkować muzykę danej grupy, aby ułatwić odbiorcy orientację z czym może się w danym przypadku zetknąć. Oczywiście, bardzo to chwalebne, jednak dla mnie muzyka dzieli się przede wszystkim na dwa rodzaje - dobrą i słabą.

Jak się ma to do zupełnie zapomnianej przez świat grupy Red Dirt?
Cóż, swego czasu wydawało mi się, że album posiada jakąś wartość, obecnie jednak nie jestem już tego taki pewien, dlatego postanowiłem zmienić nieco opis.





1. Memories
2. Death Letter
3. Problems
4. Song For Pauline
5. Ten Seconds To Go
6. In The Morning
7. Maybe I'm Right
8. Summer Madness Laced With Newbald Gold
9. Death Of Dream
10. Gimme A Shot
11. Brain Worker
12. I've Been Down So Long


OPIS POPRAWIONY - 2012.01.05

Jeden z opisów, które postanowiłem zmienić. Czas trochę zweryfikował moje poglądy na temat tego albumu. Pomimo, że nadal uważam, że jest to pozycja interesująca, to jednak nieuczciwością byłoby twierdzenie, że muzyka zawarta tutaj wybija się ponad przeciętność.

Mamy tutaj dwa rodzaje nagrań.
Oparte na klasycznych bluesowych zagrywkach, snujące się, leniwe piosenki, niekiedy częściowo akustyczne oraz pełne agresji, ciężkie kompozycje poniekąd także wyrosłe z bluesa, ale ciążące ku estetyce hard-rocka. Wszystkie utwory odznaczają się wyjątkowo chropowatym brzmieniem i niezbyt wyszukaną melodyką.

Rozpoczynający płytę powolny i zaśpiewany znudzonym, nosowym głosem 'Memories' to przede wszystkim brzmienie zaciąganych strun gitary oraz unoszący się nad całością melotron. Ciekawe, wiele obiecujące wprowadzenie, tym bardziej że kolejne nagranie to dla kontrastu dziki, zaśpiewany z agresją w głosie 'Death Letter'. Bezkompromisowa muzyka, bez upiększania.

Na dobrą sprawę tak prezentuje się cała płyta.
Od bezpretensjonalnych bluesowych piosenek niemal sięgających do korzeni tego rodzaju muzyki - jak chociażby w zagranym z akompaniamentem stalowej gitary 'Song For Pauline' przypominającym dokonania rodem z Delty Missisipi, poprzez żywiołowe, elektryczne utwory w stylu zagranego w rytmie boogie 'Maybe I'm Right'.
Bardziej hard-rockowe oblicze Red Dirt reprezentują fragmenty takie jak 'Gimme A Shot' i chyba najlepszy na płycie 'Summer Madness Laced With Newbald Gold' oparty na ostrym riffie gitary elektrycznej. Warto zwrócić uwagę na różnego rodzaju niekontrolowane pojękiwania wokalisty w instrumentalnych interludiach. Można rzec, że tutaj rzeczywiście coś się dzieje w odróżnieniu od reszty płyty, co tu dużo mówić - nudnej i mało zaskakującej, wykonanej wprawdzie przez profesjonalistów, ale bez pomysłu i bez dużej inwencji, momentami bez przekonania.

Wyobrażam sobie, że wytwórnia Fontana nie przeznaczyła na nagranie płyty zbyt dużych środków. Sprzedano ponoć tylko 200 egzemplarzy tytułu. Niektóre źródła podają, że tylko 200 egzemplarzy zostało wytłoczonych, dlatego cena tego rarytasu osiąga bez problemu - nawet w nie najlepszym stanie - 800-900 funtów. Myślę, że za bliski ideału LP trzeba by było zapłacić jakieś 1500 funtów. Według mnie nie jest to jednak tytuł wart takich pieniędzy. Podejrzewam, że ktoś coś kiedyś powiedział i tak poszło w świat, przez to ludzie nadal myślą, że kupują coś wyjątkowego.

Muszę jednak przyznać, że okładka tego unikatu jest jedną z moich ulubionych ilustracji. Prosty pomysł, ale jego surowe wykonanie zawsze robi na mnie ogromne wrażenie. Ciężko przejść obok takiego rysunku obojętnie. Twarz Indianina, która na nas spogląda ma w sobie coś dzikiego i smutnego zarazem. No i ta krew spływająca z czoła. Czerwień krwi stanowi świetny kontrapunkt dla czarno-białego rysunku. Wspaniały przykład starej okładki płyty.

Jednym z inżynierów dźwięku był, wspomniany już przy okazji Pussy, Mike Bobak.

Aha. Do kompaktowej edycji dołączono cztery nagrania prawdopodobnie powstałe już po nagraniu płyty. Muszę przyznać, że pomimo słabszej jakości dźwięku są to ciekawostki zwiastujące inne podejście zespołu do wykonywanej muzyki. Dwa pierwsze nagrania stylem przypominają dokonania Wishbone Ash, zaś dwa kolejne utwory zapuszczają się w folk-rockowe rejony, dzięki wprowadzeniu do instrumentarium skrzypiec przywodzą na myśl ówczesne dzieła Fairport Convention.

P.S. Nie tak dawno ukazała się nowa edycja płyty, tym razem z pięcioma nagraniami dodatkowymi, innymi niż w edycji Audio Archives.

sobota, 11 kwietnia 2009

TAMAM SHUD

EVOLUTION 1969
GOOLUTIONITES AND THE REAL PEOPLE 1970


Zdarzają się takie płyty, które traktuję z wielkim namaszczeniem. Do takich płyt należą dwa albumy nagrane przez australijską formację Tamam Shud.

Zapewne większość kojarzy Australię przede wszystkim z grupą AC/DC. Tymczasem na wiele lat przed tym popularnym zespołem, pojawiło się tam mnóstwo formacji, które przeszczepiły na swój grunt pierwiastki brytyjskiego rocka. Jednymi z pionierów w tej dziedzinie był kwartet Tamam Shud. Można chyba przyjąć, że w Australii to właśnie ten zespół był pionierem rocka w jego cięższej odsłonie, dopiero później na scenę wkroczyły grupy takie jak Master's Apprentices, zespół, który pierwszy album wydał jeszcze w 1967 roku, a także Blackfeather czy Buffalo.





Kwartet nagrał na przestrzeni dwóch lat zaledwie dwie, za to udane płyty.

Piosenki na płycie 'Evolution' zostały stworzone przez grupę do filmu pod tym samym tytułem.
Był to zbiór dwunastu gitarowych, dość krótkich, porywających kompozycji, które cechuje duża energia i pełne żaru, rzetelne wykonanie, dzięki czemu nawet spokojniejsze fragmenty brzmią dynamicznie, całość zaś zwraca uwagę udanymi, przebojowymi melodiami. Czuć tutaj radość grania.
Trudno wskazać ciekawsze nagrania, bo wszystkie robią dobre wrażenie.

Co mogę napisać? Prym wiodły dwie gitary wspierane przez sekcję rytmiczną.
Jak większość zespołów w tym czasie, tak i Tamam Shud tworzyli swoje kompozycje improwizując. Improwizacja to była podstawa ówczesnej muzyki rockowej, punkt wyjścia przy tworzeniu materiału.
Naturalne, chropowate brzmienie 'Evolution' oraz kolejnej płyty sugeruje, że zapewne nie dopracowywano ich w sposób drobiazgowy podczas pracy w studiu. Podejrzewam, że zespół nagrywał piosenki na żywo, za jednym podejściem, potem zaś wybierał najlepszą wersję i ewentualnie nanosił nieliczne poprawki, jeśli zaś dodamy do tego biegłość wykonawczą muzyków, którzy nie musieli się cackać z każdym dźwiękiem przez pięć godzin, otrzymamy muzykę emanującą autentycznością.





1. Music Train
2. Evolution
3. I'm No One
4. Mr Strange
5. Lady Sunshine
6. Falling Up
7. Feel Free
8. It's A Beautiful Day
9. Jesus Guide Me
10. Rock On Top
11. Slow One And The Fast One
12. Too Many Life


Skład -

Lindsay Bjerre - Guitar, Vocals
Peter Barron - Bass Guitar
Dannie Davidson - Drums
Alex Zytnic - Guitar



Opatrzony intrygującym tytułem drugi - i niestety ostatni - album był w stosunku do poprzednika dużym krokiem naprzód. LP 'The Goolutionites And The Real People' został pomyślany jako całość. Jest to rodzaj dzieła koncepcyjnego, główny temat dotyczy zaś - jeśli się nie mylę - ekologii. Na całe szczęście nie jest to jeszcze to koncepcyjne podejście, jakie kilka lat później będą serwowały nam zespoły art-rockowe.
Mamy więc powracający, zaśpiewany z akompaniamentem gitary elektrycznej, niepokojący temat. Pierwsza część przechodzi w dynamiczny i zagrany w szybkim tempie 'They’ll Take You Down On The Lot'. Następnie zespół zaproponował lekko rozkołysany 'I Love You All'.

Z kolei apokaliptyczny 'Heaven Is Closed' przykuwa uwagę potężnym brzmieniem refrenu i dostojnym śpiewem wokalisty, kontrastującym z wyciszoną, kameralną zwrotką. Obok finałowego nagrania jest to najlepsza piosenka na płycie. Atmosferę niesamowitości potęgują nagłe wejścia monumentalnych uderzeń gitary i fortepianu.

Kolejne dwa nagrania to ciężki, powolny 'A Plague' z instrumentalną partią w drugiej części oraz chwytliwy i rytmiczny 'Stand In The Sunlight', po czym następowała chwila wytchnienia w postaci przepięknego, refleksyjnego 'Take A Walk On A Foggy Morn'. Szkoda, że to tylko dwie minuty grania, fragment stanowi niemal wprowadzenie do finału płyty.

Dochodzimy do drugiej części głównego tematu. Lindsay Bjerre śpiewa w przejmujący, melancholijny sposób, wsparty towarzyszącymi mu subtelnymi dźwiękami gitary elektrycznej.
Nagle następuje pauza - chwila ciszy i pojawia się zagrywka gitary. 'Goolutionites Theme Part Two' to kompozycja rzeczywiście elektryzująca swym urokiem.
W środkowej, improwizowanej części następuje zwolnienie, uspokojenie, po czym zespół znowu zaczyna zwiększać tempo i powraca grany unisono przez muzyków główny motyw kompozycji.

Szczególny podziw budzą pełne inwencji partie gitary młodego Tima Gaze'a.

Na koniec muszę wspomnieć o nowej, wzbogaconej o masę bonusów kompaktowej edycji wytwórni Aztec Records, która w mojej ocenie niestety nie brzmi najlepiej oraz - co jest karygodne - posiada skrócony o kilka sekund drugi utwór 'They’ll Take You Down On The Lot', w którym bezceremonialnie wycięto zakończenie. Jak tak można? Jestem w stanie żyć bez bonusów, natomiast z pociętymi nagraniami nie jest mi zbyt przyjemnie.





1. The Goolutionites (And The Real People)
2. They’ll Take You Down On The Lot
3. I Love You All
4. Heaven Is Closed
5. A Plague
6. Stand In The Sunlight
7. Take A Walk On A Foggy Morn
8. Goolutionites Theme Part One
9. Goolutionites Theme Part Two


Skład -

Lindsay Bjerre - Guitar, Vocals
Peter Barron - Bass Guitar
Dannie Davidson - Drums
Tim Gaze - Lead Guitar, Piano