niedziela, 5 lutego 2012

LOUDEST WHISPER

THE CHILDREN OF LIR (1974)

Rozpęd byka, strzał królika - jak głosi staropolskie powiedzenie. Tak mniej więcej prezentuje się mój blog. Najpierw wielkie chęci i pomysły, potem natomiast...jedna recenzja średnio raz na miesiąc.

Debiutancki album pochodzącego z Irlandii kwartetu nabyłem - jeśli mnie pamięć nie zawodzi - blisko dwa lata temu na fali fascynacji folkiem. Wówczas po jednorazowym przesłuchaniu płyta Loudest Whisper 'The Children Of Lir' wylądował na półce i od tamtej pory nie wracałem do tego tytułu.
Coś mnie jednak niedawno tknęło, więc postanowiłem sobie tę długo ignorowaną muzykę przypomnieć. Okazało się, że jest to dokonanie wyjątkowej urody, które bez chwili zastanowienia można postawić obok najwybitniejszych dokonań gatunku. Jak często w takich przypadkach bywa, teraz jest to płyta, która najczęściej gości w moim odtwarzaczu.

Z informacji zamieszczonej w atrakcyjnej książeczce do kompaktowego wznowienia wynika, że początkowo całe przedsięwzięcie miało charakter sceniczny, za libretto posłużyła zaś irlandzka legenda Króla Lira i dzieci zamienionych w łabędzie. Dopiero gdy musical zdobył pewien rozgłos, zespół zwrócił uwagę tamtejszego oddziału wytwórni Polydor Records, który wyraził chęć na podpisanie z Loudest Whisper kontraktu oraz na nagranie płyty długogrającej. Tak powstał album 'The Children Of Lir'.

Wszelkie informacje dotyczące grupy i samej płyty można bez problemu znaleźć w internecie, dlatego wolę skoncentrować się na muzyce. Ta rzeczywiście poraża swym ulotnym wdziękiem.




1. Overture
2. Lir's Lament
3. Good Day My Friend
4. Wedding Song
5. Children's Song
6. Mannanan I
7. Mannanan II
8. Children Of The Dawn
9. Dawning Of The Day
10. Septimus
11. Farewell Song
12. Cold Winds Blow
13. Sad Children


Podstawowy Skład


Brian O'Reilly – Guitar, Piano, Keyboards, Vocals
Brendan Neligan - Vocals
Paud O'Reilly – Drums, Vocals
John Aherne – Bass Guitar


LP rozpoczynał 'Overture'.
Początkowo jest to elegijny temat zaaranżowany na gitarę akustyczną oraz kwartet smyczkowy. W tle dyskretnie gra sekcja rytmiczna. Przepiękny fragment. Następnie utwór przekształca się w żywy, ludyczny temat, w którym pojawia się gitara elektryczna. Po chwili jednak następuje, zagrany w wolnym tempie, motyw oparty na prostych akordach fortepianu, w którym główny głos stanowi rodzaj chorału, nadającego całości niemal katedralny charakter. Gdy do akompaniamentu dołącza reszta zespołu, utwór nabiera tempa i otrzymuje zdecydowanie rockowy kształt. Przykuwa uwagę świetna gra gitary basowej.
Doprawdy wspaniały wstęp idealnie wprowadzający w klimat 'The Children Of Lir'.

O charakterze muzyki zawartej na płycie decydowały, proste pod względem aranżacyjnym, folkowe ballady wykonane z towarzyszeniem kwartetu smyczkowego oraz chóru, który w większości utworów pełnił rolę wiodącą. Czasem w muzyce kwartetu znać było wpływy amerykańskiej odmiany tego gatunku.
W większości były to kompozycje oparte na brzmieniu gitary akustycznej oraz sekcji rytmicznej, czasem wzbogacone partiami fortepianu oraz gitary elektrycznej. Piosenki posiadały na przemian żywy, bardziej rockowy charakter skontrastowany z nagraniami delikatnymi, przeważnie przepełnionymi dozą smutku. Każdy z tych fragmentów odznaczał się wysublimowaną melodyką oraz unoszącym nad całością refleksyjnym tonem.

Duże wrażenie robią te nagrania, w których wprowadzono chór dziecięcy. Dwuczęściowy 'Mannanan' to w części pierwszej folk-rockowa piosenka - głównym wokalistą był tutaj Brendan Neligan - w której chór pojawia się jedynie na wysokości refrenu. Druga część to już zdecydowanie rockowy utwór, z wyrazistym riffem gitary elektrycznej, w którym partia śpiewana należy wyłącznie do chóru.

Podniosły 'Dawning Of The Day' może nasuwać skojarzenia z muzyką gospel. Minorowa zwrotka wykonana jest przez chór jedynie z akompaniamentem fortepianu. Na wysokości refrenu następuje pełna emocji erupcja. Według mnie jest to najwspanialszy moment płyty. Ten refren powraca w wieńczącym album 'Sad Children' nastrojem i wykonaniem bardzo przypominającym 'Dawning Of The Day', jedynie zagranym w wolniejszym tempie.

A co z resztą nagrań?
'Cold Winds Blow' to z kolei tradycyjna folk-rockowa pieśń zaśpiewana przez wokalistę zespołu z towarzyszeniem gitary akustycznej i fortepianu oraz pojawiającego się w tle fletu poprzecznego. W środkowej części kompozycję okraszono zaciąganymi strunami gitary elektrycznej. Ponownie refren wzbogacono partiami chóru.

Wykonanie głównej partii wokalnej w 'Wedding Song' powierzono wokalistce Geraldine Dorgan. Również w opracowanych na głosy 'Children's Song' i 'Children Of The Dawn' można usłyszeć głos wspomnianej pani. Wszystkie te piosenki zachwycały cudownymi melodiami oraz pełnym ciepła opracowaniem, uzyskanym przy pomocy skromnego instrumentarium. Tak jak w przypadku wspomnianych wyżej kompozycji, także tutaj pojawiają się fortepian, gitara akustyczna oraz delikatna gra sekcji rytmicznej. 'Children's Song' i niezwykle dostojny 'Children Of The Dawn' wzbogacono partiami fletu poprzecznego.

Genialny i wprost bajeczny pod względem melodycznym jest kameralny 'Farewell Song'. Tylko głos wokalisty i gitara akustyczna. Nie ma słów, aby opisać taką muzykę.

Nie będę opisywał każdego nagrania, ponieważ w sposób nieunikniony prowadzi to do uproszczeń, poza tym wbrew pozorom nawet tak jednolitą i skromną muzykę bardzo trudno jest zrecenzować, zwłaszcza gdy się jest laikiem takim jak niżej podpisany.

W każdym razie każda zagrana tutaj nuta zasługuje na najwyższe uznanie. Być może trudno uwierzyć, aby skryty za tak niepozorną okładką album zawierał muzykę aż tak udaną, bez słabych momentów. Chociaż trzeba uczciwie przyznać, że płyta nie miała szans na sukces. Po pierwsze brzmiała jakby powstała dwa lata wcześniej, a w 1974 roku w świecie muzyki rockowej panowały już inne wartości. Bez wątpienia po latach to zapomniane dokonanie wiele zyskuje, chociażby dzięki prostej produkcji, która dodaje 'The Children Of Lir' pierwiastka tajemniczości i sprawia, że muzyka zawarta tutaj intryguje.
Druga i najważniejsza przyczyna porażki całego przedsięwzięcia to nakład tytułu wynoszący zawrotną liczbę PIĘCIUSET EGZEMPLARZY. Dlatego dzisiaj zalicza się ten album do grona najrzadszych rockowych płyt, co ma swoje odbicie w cenie dochodzącej do SIEDMIUSET FUNTÓW. Oczywiście osobną kwestią jest fakt, że jeszcze trudniej zdobyć egzemplarz idealny.

Muszę przyznać, że w tym przypadku nawet nagrania dodatkowe robią wielkie wrażenie. Jest ich aż sześć. Sam zespół w kolejnej dekadzie zarejestrował jeszcze dwie płyty.




Na okładce CD, wydanego przez zasłużone wydawnictwo Sunbeam Records, widnieje taka oto informacja -

"This 1974 psychedelic folk classic is a superb blend of catchy melodies, soaring harmonies and biting acid guitar".

Krótko i zwięźle...ale czy na temat? Niby trudno o bardziej zwięzłą recenzję, jednak po prawdzie, to tego typu sformułowania można znaleźć niemal wszędzie i mogą się one odnosić do co drugiej płyty, która powstała na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Ale i tak bez takich wytwórni jak Sunbeam Records trudno byłoby to stwierdzić.

SPRIGUNS

REVEL WEIRD AND WILD (1976)




MASTER'S APPRENTICES

NICKELODEON (1971)



1. Future Of Our Nation
2. Evil Woman
3. Because I Love You
4. Light A Fire Within Yourself
5. When I've Got Your Soul
6. Fresh Air By The Ton


Skład


Jim Keays - Vocals
Doug Ford - Guitar, Vocals
Glen Wheatley - Bass Guitar, Vocals
Colin Burgess - Drums


Cóż za wspaniały album. Jedno z najczęściej przeze mnie słuchanych wydawnictw koncertowych. Muszę tutaj nadmienić, że nigdy nie byłem entuzjastą płyt nagranych na żywo przed publicznością. Korektę w tej kwestii wprowadziła grupa The Who i ich wybitna koncertowa płyta 'Live At Leeds'. Dla niżej podpisanego jest to najważniejszy koncert wszech czasów.

Gdyby mnie ktoś zapytał o inne interesujące dokonania upamiętniające rockowe występy, bez chwili zastanowienia wskazałbym LP 'Nickelodeon' pochodzącego z Australii kwartetu Master's Apprentices.

Co tu dużo pisać. To jest dopiero granie na żywo.
Normą było wówczas, że zespoły występując przed audytorium dostawały jakiś niespotykany zastrzyk energii. Utwory stawały się dłuższe, bardziej żywiołowe niż w studiu. Jeśli były to kompozycje znane z płyt długogrających - podlegały przeważnie dość swobodnej interpretacji i często znacznie różniły się od swoich studyjnych pierwowzorów.
Natomiast integralną część koncertowego repertuaru stanowiły utwory, których próżno było szukać w oficjalnej dyskografii, czy to przygotowane na koncerty dzieła własne, czy też będące przeróbkami cudzych dokonań, dostosowane do własnych muzycznych wizji. Tak więc wielbicieli idących na koncert czekała wielka niewiadoma. Wydaje mi się, że to również sami słuchacze wymuszali na artystach takie podejście do grania.

Nie inaczej jest z występem Master's Apprentices, zarejestrowanym w 1970 roku w Perth w Nickelodeon Theatre. Grupa była wówczas u szczytu popularności w Australii i ów album miał stanowić dowód uznania dla sukcesów grupy. Trzeba też dodać, że wydawnictwo ukazało się wyłącznie w tym kraju.

Tylko sześć nagrań, ale za to jakich.
Zestaw składał się w przytłaczającej większości z kompozycji premierowych, wyjątkiem jest przebojowa piosenka 'Because I Love You' pochodząca z LP 'Choice Cuts'. Począwszy od 'Future Of Our Nation', na 'Fresh Air By The Ton' skończywszy mamy do czynienia z muzyką ciężką, mocarną. Kompozycje przeważnie wykonane są w wolnych tempach, co tylko uwypukla niemal mosiężny charakter nagrań. Nieodparcie cisną się porównania z debiutanckim albumem Black Sabbath.
Bez wątpienia clou programu stanowi bardzo rozciągnięta w czasie wersja 'Evil Woman'. Ten utwór - znany chociażby z drugiej płyty brytyjskiego kwintetu Spooky Tooth - najeżony jest po same brzegi świetnymi, głównie gitarowymi improwizacjami. Od dynamicznych, ostrych zagrywek, po wyciszone, natchnione impresje.
Dlatego też dominuje tutaj granie instrumentalne, wokalista Jim Keays mógł sobie trochę odpocząć.

Całość należy do pierwszej kategorii muzyki rockowej. Błyszczą wszyscy. Nie tylko wspomniany gitarzysta, ale także tętniąca życiem, potężna sekcja rytmiczna. Od strony wokalnej wiele fragmentów opracowanych jest na głosy, jednak charakterystyczny, wysoki głos Jima Keaysa wybija się na plan pierwszy.
Ktoś mógłby za wadę uznać, że prawie nie słychać reakcji publiczności, a zapowiedzi między nagraniami zredukowane są do minimum. Mnie to nie razi, takie obowiązywały wtedy standardy. Najważniejsza była sama muzyka, a nie reakcja rozentuzjazmowanego tłumu. W każdym razie, liczy się, że produkcja i jakość nagrań jest wręcz wzorcowa, co, biorąc pod uwagę brak studyjnych ingerencji, budzi mój podziw.

Wcale bym się nie zdziwił gdyby się okazało, że nie jest to pełen zapis występu. Dlatego wierzę - chociaż są to płonne nadzieje - że może ktoś kiedyś wyda 'Nickelodeon' w wersji zawierającej pełną wersję koncertu. Tak jak postąpiono z 'Live At Leeds' The Who' i 'Made In Japan' Deep Purple.

Według mnie, obok 'Choice Cuts' 'Nickelodeon' stanowi największe osiągnięcie tego jakże niedocenionego zespołu.