SENSACYJNA sprawa. W każdym razie dla mnie. Staraniem wydawnictwa Esoteric Recordings we wrześniu ukarze się prawdopodobnie pierwsza oficjalna reedycja mojego ukochanego albumu HARSH REALITY 'HEAVEN AND HELL'.
Nie tak dawno zastanawiałem się nawet dlaczego jeden z ciekawszych zapomnianych tytułów jest permanentnie ignorowany przez wszelki wytwórnie specjalizujące się w przypominaniu dawnych rockowych dokonań. Był moment, że sam zacząłem poważnie się zastanawiać co trzeba zrobić, żeby zdobyć prawa do wydania takiej płyty.
Rzecz jasna osobny problem stanowi wejście w posiadanie przyzwoitego źródła, które będzie podstawą wznowienia tak od strony dźwiękowej, jak i graficznej. Oryginalne taśmy i zdjęcia zdobiące okładkę są poza moim zasięgiem (nie wiadomo czy w ogóle istnieją), zaś oryginalny LP w stanie bliskim ideału kosztuje blisko 400 funtów. Rzecz w tym, że jeśli na Ebayu pojawi się egzemplarz 'Heaven And Hell', to zawsze jest mocno nadgryziony zębem czasu.
Do tej pory płyta była wznawiana nielegalnie na CD dwukrotnie plus dwie czy trzy nieoficjalne reedycje na LP.
Słyszałem obie wersje CD. Pierwsza wydana została przez Fingerprint Records. Druga natomiast przez legendarny wśród wydawnictw pirackich Progressive Line. Obie są już dzisiaj dosyć rzadkie i obie były wznowione w sposób nie do przyjęcia. Po prostu koszmarny.
Front okładki był wyblakły. Postacie muzyków nie miały żadnych szczegółów. Potworki, które tak uroczo zostały wmontowane w zdjęcie oryginalnie posiadały wyrazisty zielony koloryt, na okładkach kompaktów trudno powiedzieć co to jest za kolor - przypomina jakieś wymioty. Tył natomiast cierpiał na nadmierną ilość czarnej farby. Wszystko było za ciemne i mało wyraziste.
Ponad to pominięto zdjęcia z wewnętrznej części rozkładanej okładki. Po stronie lewej powinno widnieć zdjęcie dwóch dziwnych postaci przypominających jakieś diabły czy demony. Po prawej umieszczono fotografię zespołu oraz słowa do dwóch piosenek zawartych na płycie.
Niezbyt pozytywnego obrazu całości dopełniał fakt, że dźwięk był za bardzo nagłośniony i wręcz trzeszczący.
Ciekawe, jak ten legendarny album zostanie potraktowane przez Esoteric Recordings. Nie mogę się doczekać.
wtorek, 16 sierpnia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Strasznie fajnie czytać o takich ciekawostkach. Naturalnie, zielonego pojęcia nie mam o tej pozycji i jej zawartości, natomiast kwestia wznawiania płyt a w zasadzie problemów z ich wznawianiem zawsze mnie nurtowała. Część nagrań jest niedostępna, bo ktoś kisi prawa autorskie i nie chce ich odsprzedać bądź żąda zaporowej ceny. Część wznowionych płyt ma brzmienie jakby dźwięk leciał ze sławojki oddalonej o 30 metrów od mikrofonu. A to przecież wydawać by się mogło takie proste i oczywiste...
OdpowiedzUsuńRzecz w tym, że dźwięk tego Harsh Reality jest zdecydowanie przedobrzony, wręcz trzeszczący, głośny. Większość kompaktów ma lekko metaliczny pogłos. Teraz niektóre firmy wznawiające CD starają się jednak trochę bardziej niż kiedyś i udaje się względnie dobrze przenosić muzykę na kompakt. Zobaczymy jak wyjdzie z Harsh Reality.
OdpowiedzUsuńMnie zastanawiało dlaczego niemal wszystkie ważniejsze lub mniej ważne płyty zostały wznowione oficjalnie, a ten tytuł nie. Oczywiście jest jeszcze sporo kapitalnych albumów, które funkcjonują jako wydania pirackie, ale ten akurat uważam za wartościowszy, więc czekałem niecierpliwie i w końcu się doczekałem. CD ma się pojawić we wrześniu.
Nie wiem jak w przypadku takich zapomnianych płyt wygląda kwestia praw autorskich. Kto dysponuje takowymi? Muzycy? Wytwórnia, która pierwotnie wydała dany tytuł? A jeśli wytwórnia nie istnieje, to kto? Co nie zmienia faktu, że opowiadam się za legalnością wydawnictw nie ważne jakiego pochodzenia. Jak do tej pory nie wznowiono oficjalnie, według mnie jednej z najważniejszych płyt ze Stanów Zjednoczonych nagranych w lat 70. czyli Felt. Jak na razie na rynku funkcjonują wersje pirackie. Natomiast oryginalny LP kosztuje 600 dolarów i jest bardzo rzadki. Korespondowałem z liderem Felt, przesympatyczny człowiek, tym bardziej, że musiał wczytywać się mój pseudo angielski bełkot, i on o żadnych reedycjach nie wiedział.
Dziwne są meandry wznawiania klasyki rocka.
Ja może zmienię nieco rejony muzyczne i podam takie bardzo trywialne przykłady z rodzimego podwórka i nie z klasyki rocka, bo wszystkim się wydaje, że tylko rzadkie, offowe i mało znane albumy nie doczekały się reedycji. A to nieprawda.
OdpowiedzUsuńŻadna z pierwszych czterech płyt Grażyny Łobaszewskiej nie ukazała się na CD.
Pierwszy album Bajmu nigdy nie ukazał się na CD.
Dwa albumy grupy Banda i Wanda (self-titled oraz „Mamy czas”) także nie wyszły na CD.
Najbardziej znane przez (jeszcze) młodzież płyty Zdzisławy Sośnickiej „Aleja gwiazd” i „Serce” oraz Haliny Frąckowiak „Serca gwiazd” i „Halina Frąckowiak”, także nie były nigdy wydane na CD.
Zespół Lombard doczekał się wprawdzie reedycji swoich starych albumów na kompaktach, ale ilość była ograniczona i dziś CD te w aukcjach internetowych są baaardzo drogie.
Płyta TSA „52 dla przyjaciół” została wydana tylko w 1992 roku i – podobnie jak krążki Lombardu – osiąga dziś bardo wysokie ceny w aukcjach.
Część tych płyt została zablokowana ze względów prawnych (durne kontrakty) a część, bo sami zainteresowani nie chcą reedycji. Andrzej Nowak z TSA, który ma prawa do „52 dla przyjaciół”, powiedział, że może kiedyś wyda to raz jeszcze, ale teraz mu się nie chce…
Również spotkałem gdzieś informację odnośnie wygania tego albumu - 29 września. Także ostatnio napotkałem informację że Unia Europejska (a właściwie któryś z jej organów) przedłużył obowiązywanie praw autorskich z 50 lat do 100.
OdpowiedzUsuńZaglądam tu czasem ... żeby "na skróty" znaleźć coś wartościowego do posłuchania. Powiem tak - czytając Twoje opowieści z dosyć emocjonalnym podejściem do tematu myślę sobie że skoro na Tobie wywarło takie wrażenie musi w tym coś być. Oczywiście nie zawsze się to sprawdza, mamy różne gusty, ale kilka dla mnie wartościowych pozycji znalazłem. Miedzy innymi Harsh Reality.
Ja osobiście byłem fanem Beatlesów od (około) 10 roku życia i jestem dalej (teraz mam 40).
Jest to dla mnie zupełnie osobna kategoria. Natomiast ogólnie za młodu (naście lat) słuchałem Lady Pank, Oddziału Zamkniętego itp. oraz grup zachodnich ogólnie znanych i poważanych typu Deep Purple, Black Sabbath, Pink Floyd. Zawsze ciągnęło mnie do tych starszych, dinozaurów. Źródłem wiedzy i inspiracji było Polskie Radio. Jak teraz sobie myślę, można było odnieść wrażenie że to już jest wszystko co jest warte poznania - czyli grupy które odniosły komercyjny sukces, zaistniały w powszechnej świadomości. Uczciwie oceniając często miały 1, 2, 3 znakomite pozycje a reszta takie sobie (pomijając zagorzałych fanów poszczególnych grup). Będąc na studiach (Politechnika) w Lublinie poznałem pewnego kolekcjonera płyt który dorabiał sobie, a było to wtedy legalne, nagrywaniem płyt na kasety. Pamiętam, że porozmawialiśmy sobie i poprosiłem żeby mi coś nagrał wg. własnego uznania. Pierwsza kaseta to był Josefus - Dead Man oraz Killing Floor - Out Of Uranus. Słuchałem kilka razy, no fajne. Dodam, że cechowało mnie wtedy podejście strasznie nieufne do nowych rzeczy - no bo jak może być dobre skoro nie jest ogólnie znane (w uproszczeniu oczywiście). Pewnego dnia włączyłem sobie Josefusa kolejny raz, po jakiejś przerwie, i ... cholera to nie jest dobre to jest genialne ! Ciężkie brzmienie hipnotyzujące wręcz riffy. Do dzisiaj jest to dla mnie wręcz "kultowa pozycja". Później miałem okresy fascynacji Allman Brothers, Groundhogs, Second Hand... itd, itp. Jak dużo jest grup które nagrały 1 lub 2 albumy jak często przynajmniej jeden z nich jest wyśmienity. Ja jestem amatorem jeśli chodzi o znajomość tematu dla tego z taką przyjemnością czytam Twoje wrażenia i opinie. Bardzo cenię sobie emocjonalne podejście tak jak wolę romantyków od klasyków, emocje od formy. Nie wiem czy używam właściwych pojęć.
Dzięki i pozdrawiam.
Dziękuję za bardzo ciekawy wpis.
OdpowiedzUsuńPowiem tak - ja bym nawet wolał bardziej rzeczową formę wpisów od emocjonalnej, ale po prostu czasem się nie da. Po za tym wychodzę z założenia, że skoro mnóstwo popularnych grup doczekało się w Polsce tylu ekstatycznych recenzji swojego dorobku, to ja w takim razie w miarę możliwości będę takowe pisał na temat płyt zapomnianych lub nieznanych w naszym kraju.
Ostatnio niestety zaniedbałem tego bloga. Trochę brak natchnienia i czasu, ale też chęci, ale nie dlatego, że muzyki przestałem słuchać (bynajmniej), tylko po pracy człowiek ma raczej ochotę na odpoczynek niż zastanawianie się co i jak napisać na temat danego albumu.
W każdym razie, bardzo mnie cieszy, że lubisz Josefus 'Dead Man', bo ja także uwielbiam ten album. Nawet dodałem swego czasu okładkę tej płyty, ale jeszcze jej nie opisałem. Energetyczny, nieco surowy bardzo ciężki blues-rock, właściwie to hard-rock. Pamiętam, że dwa lata temu upajałem się tym albumem.
Killing Floor opisałem i chyba nietrudno zauważyć, że wprost uwielbiam ten album. Gdyby to było możliwe, to mógłbym posiadać 'Out Of Uranus' w każdej możliwej wersji LP i CD.
Co do poglądów, że tylko znani wykonawcy, którzy odnieśli sukces nagrywali dobre płyty. Oczywiście jest sporo racji w tym, że mnóstwo znanych zespołów wyprzedzała - tak pod względem pomysłów, jak i pod względem wykonawczym - większość tych, którzy popularności nie zdobyli. Ale było też całkiem dużo grup, które najnormalniej w życiu nie miały szczęścia, a nagrały jedną lub dwie płyty, o których można powiedzieć, że są wybitne.
Po za tym to działa też w odwrotną stronę - czy każdy znany zespół był oryginalny? I czy każdy znany zespół zawsze nagrywał płyty tylko znakomite, czy nie zdarzały się tytuły przeciętne?
Jeszcze dochodzi do tego fakt, że wiele grup popularnych było lokalnie i nadal cieszą się estymą, ale w swoim kraju, a ich sława nigdy nie wyszła (z nielicznymi wyjątkami) poza obręb ich państwa.
Jeszcze raz - dziękuję za bardzo miły komentarz.
Kompletnie ich nie znam ale wiem, ze jak Esoteric to w Polsce to nawet będzie dostępne dzięki chłopakom z RockSerwisu.
OdpowiedzUsuńJest chyba dostępny w Polsce i muszę przyznać, że Esoteric (jak zawsze) bardzo ładnie to wznowili. Niestety widziałem ze trzy egzemplarze tego wydania i każde ma zmarszczki przy grzbiecie okładki przez co front jest lekko pogięty. Niedbalstwo. Ale poza tym - cudo. Okazuje się, że wersje pirackie CD były okrojone, np. brakowało wstępu do pierwszego nagrania i tym podobne mankamenty. Teraz wszystko jest jak należy.
OdpowiedzUsuńTu zamieszczam link do jednego z utworów -
http://www.youtube.com/watch?v=33iYzz-AeJs