THE IMAGE MAKER (1971)
Ten fascynujący, koncepcyjny, nagrany w 1971 roku album przez
długie lata nie wyszedł poza formę acetatu. Aż do roku 2002, kiedy
to został zaprezentowany światu przez szacowną wytwórnię Shadoks
Music.
Powstała muzyka posiadająca cechy kolażu dźwiękowego. Powiązane ze sobą piosenki
tworzyły opowieść rozgrywającą się w czasie drugiej wojny światowej, zaś efekt
dramaturgiczny pogłębiały przeróżne efekty dźwiękowe. Zespół nie
stronił od eksperymentów - częstokroć nawiązujących do muzyki
awangardowej. Starał się wzbogacić aranżacje poprzez wprowadzenie
instrumentów dętych.
Niekiedy też kładł spory nacisk na grupowe harmonie wokalne.
Materiał - nagrany przez nikomu nieznanych muzyków w
profesjonalnym studiu - budzi duży podziw autentycznie udanymi
melodiami oraz znakomitą produkcją. Niebywałe zjawisko.
Znalazło się tutaj miejsce na tematy stonowane, spokojne, ale też
na repertuar stricte rockowy, posiadający niemal hard-rockową
intensywność, przytłaczający posępną, niepokojącą atmosferą.
Wiele kompozycji ujawniało zamiłowanie zespołu do funku. Całość zdradzała jednak wpływy i ambicje rocka progresywnego.
1. Image Maker
2. Bull Run
3. Cry My Little Darling
4. Lady Smith
5. Village Green
6. The Crimp
7. Christmas 1914
8. The Fens
9. Guernica
10. World War II
11. Concrete
12. Imjin
13. She's A Bad Girl
14. The Wizard
15. Tell Me Why
16. Conclusion
Cóż więc tu mamy?
Tytułowa, nieco funkowa piosenka kontrastowała z powolnym,
mrocznym 'Bull Run' opartym na ciężkich tonach mocno
przesterowanych, niemal rzężących organów Hammonda oraz dźwiękach
natarczywej i również przesterowanej gitary elektrycznej. Muzyczna
tkanka nagrania obudowana została różnego rodzaju
naturalistycznymi odgłosami wojny. Dodatkowo pojawiały
się zniekształcone, agresywne dźwięki instrumentów dętych.
Utwór wieńczyła nastrojowa impresja zagrana przez trąbkę i
fortepian.
'Cry My Little Darling' to z kolei krystalicznie czysta,
szlachetna, dynamiczna piosenka cudownie oplatana dźwiękami
elektrycznego klawesynu. 'Lady Smith' w początkowej fazie miał w
sobie coś ze spokojnej twórczości Carlosa Santany, by w drugiej
części powrócić do funkowych zapędów Shuttah.
W 'The Crimp' zwykła piosenka zostaje przerwana niespodziewanie
kakofonią dźwięków. Po chwili następuje powrót do normalnego, w
dużej mierze instrumentalnego grania mającego jazzowe zabarwienie - z
partią trąbki i pełnym werwy solem gitary.
Rozpoczynający się od melodii pozytywki 'Christmas 1941' to
najpiękniejszy fragment płyty. Jest to melancholijna, zagrana na
wodewilową nutę miniatura zaśpiewana jedynie z akompaniamentem
fortepianu, zaś w zwrotkach wspaniale zaaranżowana na głosy. Warto
zatrzymać się przy tych właśnie chórkach ponieważ nieodparcie
kojarzą mi się one z aranżacjami partii wokalnych w muzyce Yes, a
także Queen.
'The Fens' we wstępie ozdobiony fortepianowym tematem był
następnym powrotem na bardziej rockowe terytoria - z uwypuklonymi
brzmieniami organów Hammonda na tle prostego, równomiernego
podkładu
sekcji rytmicznej. W środkowej części jako kontrapunkt pojawiły
się zespołowe chórki.
Miniatura 'Guernica' to impresja na gitarze elektrycznej solo.
'World War II' to kolejna synteza funku i jazzu, w drugiej połowie
wzbogacona efektami dźwiękowymi - syrenami alarmowymi, odgłosami
wojny. Całość kończył zwiewny temat wokalny. Nie przepadam za
funkiem, ale na tej płycie - jako element składowy w ramach
rockowej konwencji - świetnie się broni.
W głównej części 'Imjin' rytm nadawał hi-hat punktowany przez pojedyncze uderzenia gitary elektrycznej. Następnie zespół przechodził do krótkiej instrumentalnej, dosyć swobodnej improwizacji z uwypuklonymi partiami perkusji - zwłaszcza talerza. Piosenkę wieńczył refleksyjny, wyciszony fragment oparty na grze gitary akustycznej i pobrzmiewających w drugim głosie organach Hammonda.
'The Wizard' to najpierw subtelny wokalny temat oraz tajemniczy
szept na tle stonowanych, sugestywnych dźwięków organów Hammonda.
Po chwili jednak muzyka się ożywia i otrzymujemy porywającą,
rockową improwizację wspomnianego wyżej instrumentu przeplataną
przez ponownie funkującą gitarę. Całość zaś po raz kolejny
wskazywała pewne wpływy twórczości Carlosa Santany, ale także
miała w sobie coś z ówczesnych undergroundowych, progresywnych
zespołów z Wielkiej Brytanii.
Płytę zamykał wielowątkowy i zróżnicowany - potężny organowy motyw
skontrastowano z delikatną partią trąbki - 'Conclusion' na moje ucho
będący czymś na kształt wariacji osnutej wokół 'Bull Run'. Kompozycję wieńczył niepokojący quasi chór.
Nie ma sensu drobiazgowego opisywania i rozkładania na czynniki
pierwsze każdej kompozycji, zbyt wiele jest tu szczegółów.
Najlepiej samemu posłuchać. Jest czego - ponieważ materiał ten
stanowi wzorcowy przykład rockowego podziemia z tamtych czasów.
Niemal każdy dźwięk jest przesiąknięty tym dziwnym klimatem, jaki
panował tylko wtedy. Poza tym niektóre fragmenty naprawdę świdrują
umysł, zaś moje opisy są zbyt uproszczone, aby oddać urodę wszystkich drobiazgów tutaj zawartych.
Ponad to jest to tytuł, który z każdym przesłuchaniem smakuje
coraz lepiej.
W roku 2002 wydany przez Shadoks Music 'Image Maker' ukazał się
jako podwójny LP w grubej, skórzanej okładce z wklejonymi czterema
fotografiami oraz reprodukcjami winylowych nalepek studia IBC, gdzie materiał na ten album został zarejestrowany.
Dopiero w 2007 roku tytuł ukazał się na podwójnym CD.
piątek, 12 kwietnia 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ciekawy album, łączący rock psychodeliczny i progresywny z elementami funku, jazzu, a nawet doom metalu. Nagrany przez nieznanych muzyków około 1970 roku (mógł to być 1971, ale równie dobrze 1972) i wydany wówczas w ilości... jednego egzemplarza. Dopiero w 2002 roku ukazało się ogólnodostępne wydanie.
OdpowiedzUsuńWarto byłoby o tym wszystkim napisać, może nawet jakąś recenzję, bo nie bardzo rozumiem jaki sens ma publikowanie samej okładki, bez żadnego tekstu ;)
Wiem. Ale to tak bardziej dla siebie robię :-) A opisy przy okazji będą się pojawiały. Co jakiś czas, w przypływie natchnienia coś tam dopisuję, ale idzie mi to jak po grudzie.
OdpowiedzUsuń