TAPESTRY (1971)
Na koniec roku będzie coś z zupełnie innej beczki.
Z okładką 'Tapestry' po raz pierwszy zetknąłem się ponad dwadzieścia lat temu, gdy w prezencie od ojca otrzymałem album z reprodukcjami okładek płyt pod tytułem 'The Face Of Rock And Roll - Images Of A Generation'. Jak się miało okazać, kilka z zamieszczonych w tym albumie ilustracji po wielu latach znalazło się na mojej półce, ale już w formie CD.
Płyta jest inna niż wszystkie do tej pory przeze mnie opisane ponieważ zawiera muzykę łagodną, kameralną i z tradycyjnie pojmowanym rockowym graniem jako takim teoretycznie niewiele ma wspólnego. Sama Carole King, zasłużona dla muzyki popularnej i wówczas już niezwykle ceniona, w latach sześćdziesiątych była współautorką, wraz z ówczesnym mężem Gerry Goffinem, takich wielkich przebojów jak 'Will You Love Me Tomorrow' czy 'Loco-Motion'. Gdy więc nagrywała swój drugi solowy album, cieszyła się już dużą estymą.
Jednocześnie trudno odmówić płycie odrobiny rockowej zadziorności czy wręcz poetyki, stąd też nie jest to z mojej strony aż tak rażące odejście od tematyki bloga. Poza tym życzyłbym sobie, żeby dzisiejsze zespoły rockowe nagrywały muzykę tak krystalicznie piękną jak to uczyniła Carole King na 'Tapestry'. Czy się to komuś bowiem podoba czy nie, emocje i uczucia ważniejsze są w muzyce rockowej w stopniu większym niż szarpanie strun i wrzeszczenie lub jęczenie do mikrofonu.
Omawiany tytuł jest chyba pierwszym na tym blogu albumem, który zyskał ogromną sławę i w rezultacie osiągnął nakład blisko trzydziestu milionów egzemplarzy. Bez wątpienia jest to jeden z największych bestsellerów w historii muzyki popularnej.
Podziwu godny jest także fakt, że za stworzenie całego materiału odpowiedzialna jest bohaterka tego wpisu, która nie tylko zaśpiewała wszystkie umieszczone na płycie piosenki, ale również zagrała na fortepianie, tworząc w ten sposób swego rodzaju archetyp dla późniejszych śpiewających pianistek, które już niebawem miały wręcz zasypać rynek muzyczny swoimi - nie zawsze najwyższych lotów - dokonaniami.
1. I Feel The Earth Move
2. So Far Away
3. It's Too Late
4. Home Again
5. Beautiful
6. Way Over Yonder
7. You've Got A Friend
8. Where You Lead
9. Will You Love Me Tomorrow
10. Smackwater Jack
11. Tapestry
12. (You Make Me Feel Like) A Natural Woman
Wciąż jednak mam wrażenie, że w Polsce niewiele osób zdaje sobie sprawę z istnienia 'Tapestry'. Natomiast w Stanach Zjednoczonych jest to bezapelacyjna potęga.
Trzeba sobie jasno powiedzieć - pomimo sławy jaką album zyskał, mamy do czynienia z kompozycjami odznaczającymi się skromnymi środkami wyrazu. Nie ma tu także żadnych produkcyjnych ekstrawagancji. Utwory oparte są na prostych melodiach i aranżacjach. Z perspektywy lat może zaskakiwać jak 'Tapestry' udało się narobić tyle zamieszania w muzycznym świecie. Nie od dzisiaj wszak wiadomo, że siła tkwi w prostocie.
Carole King zaproponowała sentymentalne, pełne ciepła, romantyczne utwory przy wykonaniu których akompaniowała sobie na fortepianie. Z towarzyszeniem wyłącznie tego instrumentu kompozytorka zaśpiewała przepiękny utwór tytułowy oraz '(You Make Me Feel Like) A Natural Woman'.
W pozostałych nagraniach wsparła autorkę niewielka grupa zaproszonych do studia muzyków. Znalazło się miejsce dla piosenek dynamicznych takich jak 'I Feel The Earth Move' czy 'It's Too Late' zagranych z udziałem tradycyjnego rockowego instrumentarium. Drugą z tych kompozycji wzbogacono brzmieniem saksofonu sopranowego.
Przytłaczająca większość utworów opracowana została z użyciem minimalnego zestawu instrumentów, na który składały się - fortepian, gitara akustyczna, gitara basowa lub kontrabas oraz perkusja. W kilku kompozycjach pojawiają się żeńskie chórki.
Właśnie w takiej ascetycznej wersji autorka przypomniała wspomniany wcześniej 'Will You Love Me Tomorrow'. Interpretacja dopasowana została do koncepcji całej płyty, przez co utwór niemal pozbawiony został przebojowego charakteru jaki nosiła oryginalna wersja wylansowana przez trio wokalne The Shirelles w 1961 roku. Trudno się jednak dziwić tej zmianie - na przestrzeni dziesięciu lat muzyka uległa ogromnej metamorfozie.
Słuchając tej płyty dostrzegam jedną istotną cechę. Mimo, że całość ukazała się pod koniec 1971 roku, w wielu fragmentach słychać, że to już są lata siedemdziesiąte w pełnej krasie. Momentami delikatnie zalatuje parkietem. Reminiscencje z poprzedniej dekady są nieliczne i ledwie dostrzegalne - jak choćby pojawiająca się na końcu 'So Far Away' nastrojowa partia fletu poprzecznego, mająca w sobie w coś z folkowych dokonań z lat sześćdziesiątych.
Ale może sukces albumu polegał na tym, że brzmiał tak świeżo, nie obarczony nad to ciężarem minionego dziesięciolecia.
Trudno jest opisać zawartość płyty, gdyż jest ona dosyć jednorodna. Większość piosenek spokojnie mogłaby pretendować do miana przebojów. Mnie najbardziej urzeka 'So Far Away', rzeczywiście ponadprzeciętny fragment będący esencją tej płyty. Już sam fortepianowy wstęp powoduje, że serce człowiekowi szybciej bije. Natomiast do słabszych momentów zaliczyłbym dość nijaki, hałaśliwy i psujący konfesyjny - tak dobrze zilustrowany przez okładkę LP - charakter całości 'Smackwater Jack'.
Uważam, że mimo wszystko jest to płyta, która zasługuję na swój status. Carole King objawiła się tutaj jako inteligentna kompozytorka i doskonała, pełna wyczucia instrumentalistka. Podejrzewam, że album wywołał wówczas spory rezonans i stał się drogowskazem dla wielu innych artystów.
Muszę przyznać, że sam się sobie dziwię, że mnie się to tak bardzo podoba. Przeważnie te milionowe tytuły są zdecydowanie przereklamowane i nie do słuchania. Z 'Tapestry' na szczęście jest inaczej. Szkoda tylko, że dzisiejsze śpiewające panie nie biorą sobie do serca tego, jak taka muzyka powinna się prezentować.
Żeby tradycji stało się za dość - na koniec muszę dodać, że producentem płyty był zasłużony Lou Adler znany ze współpracy z The Mamas And The Papas oraz cenionym przez miłośników klasycznego rocka Spirit. Natomiast wszystkie partie gitary akustycznej wykonał James Taylor, w Stanach Zjednoczonych prawdziwa muzyczna ikona.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Z tej płyty pochodzą kowerowane wielokrotnie I Feel The Earth Move (Martika) czy You've Got A Friend (Brand New Heavies) czy wreszcie autorska wersja Will You Still Love Me Tomorrow, której w rozjęczanej, balladowej wersji jakoś nie lubię.
OdpowiedzUsuńJestem to w stanie wybaczyć kobiecie. Natomiast ze zgrozą patrzę w internecie, że po wpisaniu 'Will You Still Love Me Tomorrow' obok tego tytułu pojawia się nazwisko Amy Winehouse. Mam tylko nadzieję, że młode pokolenia nie będę przypisywać jej autorstwa tej piosenki. To jest dopiero bazarowa wersja.
OdpowiedzUsuńspoko recka.
OdpowiedzUsuń