sobota, 28 lutego 2009

POCZĄTEK

Nie wiem od czego zacząć.

Moja ogromna miłość do klasycznego rocka powoduje, że w mojej głowie rodzą się różne pomysły i koncepcje odnośnie ukochanych dźwięków płynących z głośników. Za każdym razem, gdy słucham tych wszystkich uwielbianych przeze mnie płyt (często nawet tylko myśląc o nich) mój umysł zaczyna niemal odpływać w miejsca dla innych niedostępne. Zupełnie się wyłączam z rzeczywistości. Przeważnie jest to uczucie tak piękne, że człowiek nie ma ochoty wyrywać się z tych przemyśleń.

Podczas słuchania muzyki zastanawiam się nad wieloma sprawami związanymi z rockiem. Nie da się ukryć, że preferuję przede wszystkim najstarszy (i moim zdaniem najlepszy) okres w muzyce, czyli lata sześćdziesiąte. W Polsce te początki rodzenia się zjawiska zwanego ROCK traktowane są z pobłażaniem, wręcz z uśmiechem politowania. Większość młodych ludzi nie ma zielonego pojęcia jakie wspaniałe rzeczy wówczas tworzono. Większość ludzi nawet nie ma prawdopodobnie ochoty poznać chociażby ułamka tej nowatorskiej i (w wielu przypadkach) ponad czasowej muzyki.
Starsze pokolenie, które w czasach PRL-u miało ograniczony dostęp do Zachodniej muzyki, nie ma już ochoty na alians z tymi dawno już zapomnianymi grupami. Wychodzą z prostego założenia, że skoro nie słyszeli ich wtedy, to nie ma sensu tego zmieniać. Po co? Skoro jakiś zespół nie zdobył szerszego uznania (albo nie był kiedyś eksploatowany u nas w kraju) oznacza to, że nie warto zapoznawać się z jego dorobkiem. Że na pewno nie może być tak dobry jak ci wykonawcy, którzy sławę zdobyli.
Dziwny sposób rozumowania. Oczywiście, czasem też myślę, że te sławne grupy prezentowały poziom tak wysoki, że niemal niedostępny dla tych zespołów, którym się nie udało. Ale prawda jest taka, że bardzo często to stwierdzenia daje się obalić. Nawet jeśli niektóre zapomniane grupy wspinały się na szczyt dostępny dla najlepszych tylko jeden raz, gdy dokonywały tej sztuki na bardzo krótki moment.

Inna sprawa, że w Polsce niekiedy nawet bardzo popularne i ważne zespoły nie docierały do świadomości słuchaczy. Czyja w tym wina? Znowu niestety muszę wskazać na dawny ustrój. Ale też zapewne na gusta ówczesnych prezenterów radiowych. Coś nie przypasowało i nie było emitowane w eterze, a społeczeństwo żyło w nieświadomości. Jaka szkoda.

Teraz z kolei młodzi ludzie uważają, że najlepsze jest to, co powstaje obecnie. Dobrze, nie można żyć tylko przeszłością. Tylko czy 'nowe' musi oznaczać 'lepsze'? Chociaż ktoś mógłby mi zadać podobne pytanie 'czy stare znaczy lepsze?'. Ja wychodzę z prostego założenia - nic nie trwa wiecznie. A jak się ma to w stosunku do rockowego grania? Otóż wydaje mi się (pewno dla wielu mylnie), że rock dawno stracił już swój blask, swoją świeżość, naturalne i oryginalne brzmienie, swój niepowtarzalny charakter. W latach sześćdziesiątych muzykę rockową traktowano jako coś zupełnie nowego, jako jeszcze jedną możliwość wypowiedzi artystycznej, możliwość powiedzenia czegoś ciekawego i niepowtarzalnego w warstwie dźwiękowej. Prześcigano się w pomysłach. Wielu pewno nie wie, ale to co powstaje dzisiaj i uważane jest za oryginalne z pewnością ma swój pierwowzór właśnie w muzyce rockowej lat sześćdziesiątych.
Mam dziwne uczucie, że tamta epoka nie była jeszcze skażona aż taką rządzą pieniądza, jak to miało miejsce później. Że dopiero wraz z wejściem w kolejną dekadę wielkie wytwórnie oraz (niestety) muzycy, zorientowali się, że rock to niezły biznes i możliwość zarobienia fury pieniędzy. Skończył się czas uczciwości, zaczął się czas chłodnego podejścia do tematu. Nie chcę też przesadnie bronić tego najwcześniejszego okresu w muzyce, bo i wtedy zapewne zdążały się odchyły od normy, ale nie były na pewno jeszcze tak częste i kujące w oczy, jak to miało miejsce już niebawem.

Mam nadzieję, że nikogo nie irytuje moje pisanie. Nie chodzi mi o to, aby kogoś obrazić. Raczej marzy mi się moment, w którym ludzie zaczną odróżniać masówkę i chłam od rzeczy wartościowych, tworzonych z sercem, szczerych. Ja tak kocham rockowe granie, że czasem chciałbym (jak zapewne każdy fan muzyki) żeby inni także poznali piękno dźwięków, które dociera do moich uszu i przede wszystkim do serca.

Czy dzisiejszą sieczkę można nazwać rockiem? Czy to co powstawało w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych to też prawdziwe rockowe granie?
Dlaczego obecnie media tak bardzo unikają tematu klasycznego rocka i ograniczają się do kilku oklepanych nagrań? Przez to większość nas uważa, że w latach sześćdziesiątych było tylko tych kilku wykonawców i nic więcej. Dlaczego media lansują przede wszystkim jazzowe i soulowe gwiazdki, jakiś DJ'ów (nie wiem czy dobrze odmieniam) i całą tę techno - hip-hopową sieczkę? Jakiś elektroniczny chłam, którym zachwycają się niemal wszyscy. Albo ten koszmarny, współczesny metal czy tzw. neo prog-rock, który jest czymś najgorszym na świecie i wypacza zupełnie istotę prawdziwego progresywnego grania. Dlaczego w muzyce już od 20-30 lat liczy się ta cała plastikowa otoczka? Teraz przybiera to koszmarne wręcz rozmiary. O beznadziejnych i robionych bez inwencji okładkach płyt nawet szkoda wspominać. A wszystko to podane w cyfrowej, cybernetycznej, oszczędnej, niemal sterylnej oprawie. Coś strasznego. Czy obecnie ludzie naprawdę są aż tak pozbawieni gustu? Czy dzisiejsi twórcy muzyki nie mają odrobiny samokrytycyzmu i rzeczywiście uważają to co robią za dobre? Czy może jest to jeszcze jeden przejaw wyrachowania?

Tak więc takie i inne pytania kołaczą się w mojej głowie i pewno często będę do nich wracał na łamach tego bloga.
Ale jednak przede wszystkim będę pisał (jak tylko czas mi pozwoli) o płytach które zrobiły na mnie największe wrażenie, które po prostu kocham i bez których nie wyobrażam sobie żyć.

1 komentarz:

  1. Bardzo się cieszę że znalazłem ten blog, a przede wszystkim że znalazł się ktoś w Polsce, komu chce się pisać o tej wspaniałej, ale niestety mało znanej muzyce. Znalazłem tu opisy jednych z moich (wielu) ulubionych, nieznanych płyt. Postaram się dodać komentarze, w miarę możliwości, ponieważ przychodzi mi z trudem wyrazić jak odbieram TĄ myzykę. Pozdrawiam i życzę wytrwałości w prowadzeniu tego bloga.

    OdpowiedzUsuń