niedziela, 26 lipca 2009

OCTOPUS

RESTLESS NIGHT 1970




1. The River
2. I Was So Young
3. Summer
4. Council Plans
5. Restless Night
6. Orchard Bloom
7. Thief
8. Queen And The Pauper
9. I Say
10. Johns' Rock
11. Rainchild
12. Tide


Urocza płyta. Jedno z moich większych odkryć ostatnich miesięcy.

Utrzymane w stylistyce późnych The Beatles melodie wpadają w ucho przy pierwszym przesłuchaniu. Ktoś powie, że ten album robiłby większe wrażenie gdyby ukazał się dwa lata wcześniej, że to taka spóźniona płyta. Jak dla mnie nie ma to żadnego znaczenia, ponieważ na 'Restless Night' jest wszystko to, co lubię.

Momentami nieco tajemniczy, odrealniony nastrój - jak w niewydanym pierwotnie na LP, ale obecnym dopiero na kompaktowej reedycji wytwórni Rev-Ola, 'Orchard Bloom'. Piękne melancholijne tematy - w również wycofanym w ostatniej chwili z LP urzekającym 'I Was So Young' zaaranżowanym na gitarę akustyczną i fortepian oraz wzbogaconym dźwiękami melotronu, ale także romantycznym 'I Say'.

Bardziej dynamiczne, gitarowe oblicze zespół zaprezentował w 'The River' czy w nagraniu tytułowym - z przesterowaną gitarą elektryczną i zadziornym śpiewem - który przechodził we wspomniany 'Orchard Bloom' - swoją drogą, jak można było usunąć tak doskonały fragment? Ponad to zamykający całość dostojny - zwłaszcza w podniosłym finale - i w dużym stopniu instrumentalny 'Tide'.

Bardzo wyraźne wpływy słynnej czwórki z Liverpoolu dostrzegalne są chociażby w rytmicznym 'Queen And The Pauper', gdzie prym wiodą falujące partie organów Hammonda.

We wszystkich zaprezentowanych piosenkach kwartet duży nacisk położył na grupowe harmonie wokalne, co w 1970 roku powoli odchodziło do lamusa.
Moim zdaniem na płycie nie ma słabego momentu, nawet dodane do CD bonusy są wspaniałe. Zwłaszcza ulubiony przeze mnie 'Call Me A Fool'.

Jak już wspomniałem - Octopus opierali swoją muzykę głównie na dorobku The Beatles, ale gdzieś tam było słychać wpływ Pink Floyd - chociażby w 'Orchard Bloom', gdzie motyw grany na gitarze z efektem wah-wah przypomina nieco 'The Narrow Way Part Three' z albumu 'Ummagumma'.
Przede wszystkim zaś zespół zaproponował ambitne piosenki pop, starając się przy tym wyjść poza utarte schematy aranżacyjne, nie do końca wyszedł z tej próby zwycięsko, mimo to repertuar czaruje intymnym, ulotnym wdziękiem. Dlatego słucham tej płyty z dużą przyjemnością.

Oryginalny LP wydała wytwórnia Penny Farthing. Oczywiście, co wówczas było dość częstym zjawiskiem, płytę wytłoczono w tak nikłym nakładzie, że tylko nieliczne grono wielbicieli zdołało nabyć ten LP. Podobno ukazało się tylko pięćset egzemplarzy 'Restless Night', w dodatku, żeby nie było zbyt przyjemnie, wytwórnia narzuciła grupie niezbyt przekonującą okładkę.
To takie typowe dla tamtych czasów.

czwartek, 23 lipca 2009

JUNIOR'S EYES

BATTERSEA POWER STATION 1969




1. Total War
2. Circus Days
3. Imagination
4. My Ship
5. Miss Lizzy
6. So Embarrassed
7. Freak In
8. Playtime
9. I’m Drowning
10. White Light
11. By The Tree


Kolejna świetna, zupełnie niedoceniona płyta pochodząca ze stajni Regal Zonophone (m.in. Procol Harum, The Move).

Junior's Eyes nagrali album będący kolejnym dowodem, że w 1969 roku muzyka rockowa podjęła próby wyjścia poza przyjęte granice i schematy.
Tytułowy schizofreniczny utwór to połączone ze sobą bardzo różnorodne piosenki, czyli coś, co powoli stawało się specjalnością nowej, ambitnej odsłony gatunku. Cenię 'Battersea Power Station', w którym szaleństwo przeplata się z liryzmem, jarmarczna atmosfera z poezją, a wszystko ma kształt przemyślany i spójny. Zróżnicowane pod względem melodycznym piosenki wpadają w ucho i nie nużą. Zespół wypruwa sobie flaki przez cały czas trwania tej wielobarwnej, bogatej w pomysły suity. Nie ma wprawdzie jakichś studyjnych atrakcji, ale za to jest niesamowita energia od samego początku ('Total War') aż do końca ('Freak In').
Pomiędzy tymi nagraniami można zaś usłyszeć mieszankę wszystkiego, co tylko miłośnik dobrej muzyki może zapragnąć.

Jest więc przebojowy 'Circus Day' z zacięciem zaśpiewany przez wokalistę, w finale pojawiają się instrumenty dęte. Cięższą, zróżnicowaną kompozycję grupa proponuje w znakomitym 'Imagination', gdzie w końcowej części pojawia się ostra gitarowa kanonada. W poetyckim i niemal akustycznym 'My Ship' dominuje melotron. Potem składający się z dwóch kontrastujących ze sobą motywów 'Miss Lizzy' - lekko wodewilowa melodia, zaaranżowana z użyciem drumli, gładko przechodzi tutaj w niepokojący monumentalny refren. Po tych wszystkich emocjach zespół zaproponował hard-rockowy 'So Embarrassed' wsparty brzmieniem organów Hammonda.
Na finał otrzymaliśmy hałaśliwym 'Freak In' ozdobiony skandowaniem.

Drugą stronę oryginalnego LP można uznać za swoiste nawiązanie do tytułowej suity, tyle że nagrania są bardziej zwięzłe, jednak nawet w krótszych formach grupa potrafiła różnicować nastroje i skutecznie wprowadzić tę nieco zwariowaną otoczkę.
Bez wątpienia wyróżniał się 'White Light'. Ponownie był to utwór, oparty na dwóch różniących się między sobą tematach. Powolny i tajemniczy - bazujący na atmosferycznej zagrywce gitary. Bardziej żywiołowa część utworu, to natomiast skandowany refren.
Ciekawy kontrast.

'I’m Drowning' to akustyczna, właściwie folkowa piosenka. 'Playtime' to powrót do bardziej ciężkich aranżacji.

W tym miejscu chciałbym podziękować grupie Junior's Eyes za wspaniałą płytę, mam jednak wrażenie, że wciąż niedocenioną, niezbyt znaną nawet wśród kolekcjonerów. Może się jednak mylę. Mam taką nadzieję, bo 'Battersea Power Station' to dzieło znakomite, tchnące świeżością.
Polecam Junior's Eyes 'Battersea Power Station' wszystkim fanom dobrej muzyki.

KILLING FLOOR

OUT OF URANUS 1970

Co tu dużo pisać? Drugi i ostatni album w dorobku Killing Floor, to rockowy dynamit w najbardziej skomasowanej wersji, jaką można sobie wyobrazić, bezkompromisowy i pozbawiony słabych punktów.
Zespół od początku atakuje uszy słuchacza gitarową kanonadą, tak jak w przypadku intrygującego debiutu, wyrastającą z bluesa. O ile jednak pierwsza płyta to blues-rock z wyraźniejszym ukłonem w stronę bluesowej tradycji, to 'Out Of Uranus' jest już zdecydowanie rockową propozycją. Oczywiście odniesienia do bluesa nadal są bardzo wyraźne, ale jako całość płyta ma bardziej hard-rockowy charakter.





1. Out Of Uranus
2. Soon There Will Be Everything
3. Acid Bean
4. Where Nobody Ever Goes
5. Sun Keeps Shining
6. Call For The Politicians
7. Fido Castrol
8. Lost Alone
9. Son Of Wet
10. Milkman


Już utwór tytułowy to archetypowa rockowa piosenka, w której zespół prezentuje się od jak najlepszej strony. Proszę zwrócić uwagę na chropowate, wyjątkowo ostre partie gitary oraz na te wszystkie pauzy. Killing Floor jawi się tutaj niczym sprawnie działająca maszyna. Nie ulega wątpliwości, że grupie nie brakowało polotu i wyobraźni.

Dużo jest na 'Out Of Uranus' nawiązań do klasyki bluesa oraz do osiągnięć innych wykonawców działających w tym czasie.
Dla przykładu w 'Acid Bean' pojawia się zagrywka gitary niemal żywcem zaczerpnięta z 'Oh Well' grupy Fleetwood Mac. Natomiast sam utwór tytułowy oparty został na riffie gitary kojarzącym się z tym, na którym oparty był 'Born To Be Wild' zespołu Steppenwolf. Ale może mi się zdaje? Natomiast ewidentnie hołdem dla klasycznego bluesa jest dynamiczny 'Lost Alone', którego główny motyw jest parafrazą 'I'm A Man' autorstwa Bo Diddleya. 'Sun Keeps Shining' to uroczy pastisz przebojów doby rock and rolla w środkowej części okraszony zupełnie kontrastową improwizacją gitary i gitary basowej.

W nagraniu 'Soon There Will Be Everything' grupa w sposób frapujący wykorzystała brzmienie melotronu, dzięki czemu muzyka zabrzmiała posępnie i stanowiła próbą stworzenia czegoś bardziej wyrafinowanego.
Wiele nagrań wzbogacono dźwiękami harmonijki ustnej. Sekcja rytmiczna sprawiła zaś, że muzyka zyskała na dynamice, czego dowodem solo perkusji w 'Son Of Wet'. Swoją drogą, także na debiucie Bas Smith uraczył słuchaczy solową prezentacją swoich umiejętności, jednak na drugiej płycie zagrane zostało z większą intensywnością.

Osobna pochwała należy się wokaliście. Bill Thorndycraft śpiewa zadziornym, pełnym żaru głosem w sposób porywający i wyrazisty. Bardzo lubię jego głos znacznie bardziej niż na przykład koszmarne popiskiwania Roberta Planta.

Oryginalny LP wydany został przez wytwórnię Penny Farthing zarówno w Wielkiej Brytanii jak i w Niemczech, ponieważ jednak wówczas prawie nikt nie był zainteresowany tym świetnym dokonaniem, obecnie płyta jest dużym rarytasem poszukiwanym przez kolekcjonerów i osiąga bajońskie sumy. Muszę też przyznać, że już sama okłada, ozdobiona dość prowokacyjnymi ilustracjami sprawia, że również chciałbym posiadać ten album.
Reasumując - 'Out Of Uranus' jest płytą niemal idealną, kolejnym dokonaniem będącym głosem w sprawie kształtującego się wówczas hard-rocka.

BLOSSOM TOES

WE ARE EVER SO CLEAN 1967




1. Look At Me I'm You
2. I'll Be Late For Tea
3. The Remarkable Saga Of The Frozen Dog
4. Telegram Tuesday
5. Love Is
6. What's It For
7. People Of The Royal Parks
8. What On Earth
9. Mrs Murphy's Budgerigar
10. I Will Bring You This And That
11. Mister Watchmaker
12. When The Alarm Clock Rings
13. The Intrepid Balloonist's Handbook - Volume One
14. You
15. Track For Speedy Freaks (Or Instant LP Digest)


Skład


Brian Belshaw - Bass, Vocals
Jim Cregan - Guitar, Vocals
Brian Godding - Guitar, Keyboards, Vocals
Kevin Westlake - Drums


Blossom Toes jest przykładem jak dziwnymi prawami rządzi się przemysł muzyczny i jak niesprawiedliwy bywa los. Zespół był czołowym przedstawicielem brytyjskiego rockowego undergroundu i niestety nigdy na powierzchnię nie zdołał się wydostać. Jak to możliwe? Nie mam pojęcia. Czy publiczność nie miała dostępu do płyt? Czy może nie wyraziła zainteresowania obydwoma wydanymi przez zespół albumami? Może to wytwórnia nie wytłoczyła wystarczającej ilości egzemplarzy i zawaliła promocję?
Takich pytań można by mnożyć więcej. Prawda być może leży gdzie indziej.
Nie zmieni to przykrego faktu, że Blossom Toes pozostał grupą niemal zapomnianą, mimo że odcisnęła swoje piętno na muzyce młodzieżowej drugiej połowy dekady.

Dominującymi osobowościami w grupie byli dwaj gitarzyści Brian Godding oraz Jim Cregan.
To właśnie pierwszy z nich odpowiedzialny był za lwią część repertuaru zamieszczonego na debiutanckiej płycie. Trzeba przyznać, że są to kompozycje dowodzące sporego talentu. Biorąc pod uwagę ogrom materiału - piętnaście piosenek - to nie ma właściwie ani jednego chybionego pomysłu, nie ma chwili nudy. Po za tym z jaką lekkością i wdziękiem zespół porusza się po różnych obszarach stylistycznych, nawet na moment nie pozbawiając swojej muzyki wdzięku. Album aż skrzy się od pomysłów i wspaniałych melodii.

Grupa na pewno miała swój własny styl, ale jako całość album nawiązuje do takich muzycznych dokonań jak 'Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band' The Beatles czy 'Face To Face' The Kinks, czyli odrobina angielskiego poczucia humoru - jak choćby w postrzelonym 'The Remarkable Saga Of The Frozen Dog' - momentami nieco wodewilowy charakter niektórych nagrań, cała gama barw i odcieni oraz rockowy wydźwięk. Nie mogło zabraknąć także różnego rodzaju efektów dźwiękowych, ponadto wiele nagrań wzbogacono czarującymi partiami instrumentów dętych.

Mnie te piosenki kojarzą się z próbą ukazania dnia codziennego i odsłonięcia jego magicznego wymiaru.
Wymienię tylko kilka piosenek, które należą do moich ulubionych.
Na otwarcie płyty 'Look At Me I'm You', porywająca piosenka z pojawiającymi się w tle efektami puszczanych od tyłu taśm. Kolejne nagranie to dynamiczny 'I'll Be Late For Tea' posiadający niezwykle refleksyjny - zwłaszcza w zwrotkach - charakter i wzbogacony brzmieniem trąbki.

Wiem, że się powtarzam w tych moich opisach, ale proszę mi wierzyć, że udana muzyka rockowa to nie jest tylko banalny łomot, ale przede wszystkim jakaś forma muzycznej poezji, próba oddziaływania na zmysły słuchacza poprzez inteligentnie rozplanowane dźwięki, subtelna próba zmuszenie słuchającego do przemyśleń.
Wiem, strasznie to pretensjonalne, co piszę.





Wracając do tematu. 'Love Is' to ze smakiem zaaranżowana - instrumenty smyczkowe, flet poprzeczny oraz delikatne dźwięki fortepianu - kameralna, osnuta tajemniczą aurą ballada. Cudowny fragment.
'Mister Watchmaker' to mój ulubiony moment płyty. Zagrana w rytmie walczyka, pełna ulotnego czaru, melancholijna kompozycja, ponownie urzekająca wysublimowanymi aranżacjami, tak nietypowymi dla rockowej estetyki. Wyborna muzyka do ostatniej sekundy.
Jako ostatni wymienię gitarowy 'You' z efektowanym pogłosem na wysokości refrenu. Na koniec albumu Blossom Toes zaproponowali kolaż dźwiękowy będący wiązanką tematów ze wszystkich piosenek na 'We Are Ever So Clean'.

Pomysłowa, kalejdoskopowa płyta, idealny przykład ambitnej muzyki pop, która stanowiła kolejny krok na drodze kształtowania się nowego gatunku - rocka.

MORGEN 1969

Ponieważ nie bardzo mam czas (i trochę natchnienie) do opisywania płyt, które wywarły na mnie ogromne wrażenie, postanowiłem, że na razie będę zamieszczał tylko okładki. Dzięki temu będę miał wszystko uporządkowane, a za czas jakiś na pewno dodam opisy - może nieco bardziej zwięzłe niż dotychczas.