poniedziałek, 28 marca 2011

DYGRESJA

Swoim zwyczajem dodałem mnóstwo okładek płyt, które tradycyjnie czekają na zawiłe i nic nie mówiące opisy. Gdy widzę, jak wiele płyt wartych jest wzmianki, a których pewno nie zdołam opisać nawet za tysiąc lat, to nachodzi mnie refleksja, czy warto się tak rozdrabniać przy tych nieporadnych recenzjach. Jak dobrze byłoby znać choć trochę zagadnień związanych z muzyką. Jak wiele by wówczas takie opisy zyskały. Tymczasem narzucona przez samego siebie nieco sztywna zasada prezentowania płyt, nie pozwala mi na nieco większą swobodę traktowania tematu.
Po za tym wiele wspaniałych dokonań jest mimo wszystko dość trudnym orzechem do zgryzienia i póki co, nie wiem jak się za te dzieła zabrać.

Sprostowanie.
Otóż przy okazji opisu płyty Norman Haines Band 'Dan Of Iniquity' stwierdziłem błędnie jakoby nie doczekała się ona nigdy oficjalnego wznowienia. Otóż błąd. Okazuje się, że album ukazał się jak najbardziej oficjalnie w 1993 roku wydany przez Shoestring Records. Nakład był limitowany i numerowany oraz zawierał autograf samego Normana Hainesa.
Tak więc przepraszam za pochopne i niesprawdzone informacje.

ELONKORJUU

HARVEST TIME (1972)

 

1. Unfeeling
2. Swords
3. Captain
4. Praise to Our Basement
5. Future
6. Hey Hunter
7. The Ocean Song
8. Old Man's Dream
9. Me and My Friend
10. A Little Rocket Song

Skład

Heikki Lajunen - Vocals
Jukka Syrenius - Guitar, Vocals
Veli-Pekka Pessi - Bass Guitar
Eero Rantasila -Drums
Ilkka Poijärvi - Organ, Flute

 

Ten urzekający album zachwyca wspaniałymi melodiami spowitymi aurą melancholii. Całość ujmuje pastelowym kolorytem, bogactwem odcieni, subtelnością rozwiązań harmonicznych, a uzyskanymi przy pomocy skromnego instrumentarium. Dopełnieniem tego wszystkiego jest dojrzały, jakby sterany życiem śpiew wokalisty.

Wydany w 1972 roku
wyłącznie w Finlandii 'Harvest Time', nagrany przez młodych ludzi, przykuwa uwagę swobodą i polotem, z jakimi zawarte tu kompozycje zostały wykonane. Muzycy kwintetu przechodzą od łagodnych, balladowych tematów o folkowym rodowodzie - wspartych dźwiękami fletu poprzecznego - do fragmentów o dużej intensywności wykonawczej, zdradzających fascynacje hard-rockiem.

Pierwsze trzy zawarte tutaj utwory doskonale ilustrują tonację, w jakiej utrzymany jest repertuar, na który złożyły się nagrania takie jak zagrany w szybkim tempie, a łagodzony delikatnymi fragmentami 'Unfeeling'.
W 'Swords' można wyodrębnić dwa kontrastowe tematy - balladowy - z eterycznym podkładem gitary elektrycznej, organów Hammonda i niemal niesłyszalnego fletu poprzecznego oraz zdecydowanie ciężki - z mocną, o jazzowych inklinacjach grą perkusisty i ostrymi zagrywkami gitarzysty. Jako rodzaj przerywnika zespół wprowadził dwa krótkie instrumentalne interludia - w pierwszym z nich zaproponował zwiewną partię fletu poprzecznego, w drugim zaś rolę wiodącą przejęły organy Hammonda.

W wielowątkowym, przepełnionym tajemniczą atmosferą 'Captain' zespół Elonkorjuu zdradza zamiłowanie do bardziej złożonych form.

'Praise To Our Basement' to ponownie zestawienie lirycznych brzmień z żywszymi motywami. W środkowej części piosenkę okraszono nie przystającymi do całości dźwiękami gitary granymi na zaciąganych strunach.

Jedyny na 'Harvest Time' instrumentalny 'Future' oparty był na granej w szybkim tempie ostinatowej figurze gitary basowej i czarował powtarzanymi z namaszczeniem kilkoma dźwiękami gitary. Był to rodzaj klamry dla krótkiego solowego popisu perkusisty oraz zdradzającej jazzowe wpływy dygresji, stopniowo nabierając cech heavy-rockowego zgiełku.
To wszystko udawało się zmyślnie pomieścić w tak ograniczonych czasowo formach.

Nagrania takie jak 'Hey Hunter' czy 'Old Man's Dream' prezentowały kwintet jako muzyków, którzy największą słabość czują do hard-rockowych brzmień, nie stroniąc jednocześnie od wpływów jazzu czy bluesa. Przykładem druga z tych piosenek, za podstawę mająca prosty rockowy temat przechodzący w pełną wycyzelowanych, zagranych z polotem improwizacji z ponownie dochodzącymi do głosu jazzowymi wpływami, zwieńczona zaś zwięzłym motywem skłaniającym się na powrót w kierunku muzyki o rockowym zabarwieniu.

Kilka dodatkowych kwestii.
Dla mnie jest to muzyka niczym z bajki.
Dlaczego dzisiejsi młodzi wykonawcy nie chcą lub może po prostu nie umieją grać tak dobrze? Co się dzieje? To jest ponad moją zdolność pojmowania świata.

Zamykając temat.
Zasłużona niemiecka wytwórnia Shadoks Music raczy zwolenników starego rocka bardzo dużą ilością reedycji. Wśród takiego natłoku wydawnictw siłą rzeczy otrzymujemy wiele tytułów, które bardzo się już zestarzały i czasem nawet takiemu zatwardziałemu fanatykowi jak niżej podpisany słuchanie tego przychodzi z dużym trudem. Zdarzają się jednak prawdziwe perły i bez wątpienia do takich należy Elonkorjuu 'Harvest Time', która jest wyjątkowym dokonaniem.
Warto wspomnieć, że wydany w 1972 roku wyłącznie w Finlandii przez EMI Parlophone oryginalny LP jest najnormalniej w świecie diabelnie rzadki. Niemal jakby nie istniał. Jedyny egzemplarz jaki pojawił się dwa lata temu na portalu Ebay, został sprzedany za kwotę 924 Euro.

Aha. Na YouTube można znaleźć wykonany na żywo w telewizji przez zespół utwór 'The Ocean Song'. SENSACYJNA spr
awa.

JASON CREST

COLLECTED WORKS (1968-1969)

niedziela, 27 marca 2011

JEFF BECK

TRUTH (1968)

Pierwszy solowy album Jeffa Becka, byłego gitarzysty The Yardbirds, uchodzi za dzieło nie tylko bardzo istotne w jego dorobku, ale także za przełomowe dla muzyki rockowej.
Trzeba przyznać, że artysta miał niezłe wyczucie co do doboru współpracowników. Na wokalistę wybrał nieznanego wówczas Roda Stewarta. Basistą został zaś Ronnie Wood. Obydwaj mieli już za sobą wprawdzie doświadczenie sceniczne i nagraniowe, jednak dopiero współpraca z popularnym gitarzystą była dla nich właściwym początkiem czekającej tuż za rogiem kariery. Skład uzupełniał perkusista Micky Waller, który doświadczenie zdobywał współpracując z takimi artystami jak Long John Baldry, Brian Auger czy John Mayall.

Tak więc przygotowany w tej konfiguracji album 'Truth' uważa się dzisiaj za jedno z pierwszych dokonań zwiastujących estetykę hard rocka oraz za w pełni ukształtowaną wypowiedź na niwie muzyki rockowej. Niemal każda zawarta tutaj piosenka rozsadzana była od środka pełnymi inwencji partami gitary lidera kwartetu oraz miażdżącą wręcz sekcją rytmiczną. Trzeba sobie także jasno powiedzieć - to jest muzyka zespołowa, gdzie każdy ma możliwość zabłysnąć.





1. Shapes Of Things
2. Let Me Love You
3. Morning Dew
4. You Shook Me
5. Ol' Man River
6. Greensleeves
7. Rock My Plimsoul
8. Beck's Bolero
9. Blues Deluxe
10. I Ain't Superstitious


Skład


Jeff Beck — Guitars
Rod Stewart — Vocals
Ronnie Wood — Bass Guitars
Micky Waller — Drums


Większość z kompozycji za podstawę miała oczywiście bluesową lub w mniejszym stopniu folkową klasykę, żeby wymienić 'Morning Dew' grany niemal przez wszystkich ówczesnych wykonawców. Ponad to zespół zaprezentował ciężką interpretację 'You Shook Me' oraz nie mniej udaną - rewelacyjna sekcja rytmiczna - wersję 'I Ain't Superstitious' - oba utwory pochodzące oczywiście z repertuaru Willie Dixona.
Drugie z tych nagrań zachwyca instrumentalnym finałem, w którym Jeff Beck prezentuje całą paletę brzmień uzyskanych z pomocą efektu wah-wah. Swoje umiejętności prezentuje także doskonały Micky Waller - perkusista o wyraźnie jazzowych inklinacjach.

Kompozycje własne, rzecz jasna, również nawiązywały do estetyki bluesa, wykonywane były wszakże w sposób zdecydowanie rockowy. Warto tutaj wymienić pochodzący z repertuaru The Yardbirds 'Shapes Of Things' - tutaj w wersji znacznie żywszej względem oryginału i o zdecydowanie hard-rockowej intensywności. Piosenka zostaje zaburzona przez nagłe przyśpieszenie w instrumentalnej, środkowej części. Nie mniejsze wrażenie robi podpisany przez Jeffa Becka i Roda Stewarta 'Let Me Love You' - tutaj mamy do czynienia z czymś na wzór dialogu między wokalistą i gitarzystą.

Spokojniejszy charakter nosiła stara pieśń 'Ol' Man River' skomponowana przez Jerome Kerna - autorem słów był Oscar Hammerstein - do musicalu 'Show Boat' pochodzącego z 1927 roku. W wersji The Jeff Beck Group ozdobiona dźwiękami timpani oraz organów Hammonda, na których grał późniejszy basista Led Zeppelin - John Paul Jones. Ogromne wrażenie robił przejmujący, ekspresyjny śpiew Roda Stewarta.
'Greensleeves' to instrumentalna, zagrana na gitarze klasycznej kompozycja pochodząca z XVI wieku, skomponowana ponoć przez Henryka VIII.




Najbardziej znanym, wręcz epkowym fragmentem 'Truth' pozostanie chyba jednak instrumentalna, w środkowej części hałaśliwa i nabierająca hard-rockowego zgiełku, trawestacja 'Boléro' Maurica Ravela, 'Beck's Bolero'.
Co ciekawe - autorem kompozycji był Jimmy Page, który zagrał tutaj na gitarze rytmicznej. Ponad to w nagraniu udział wzięli - John Paul Jones na gitarze basowej oraz Keith Moon na perkusji. Na pianinie zagrał zaś Nicky Hopkins.
Tak po prawdzie, to te wszystkie partie pianina są jak dla mnie najmniej potrzebnym elementem płyty. Czasami wręcz sprawiają wrażenie upchniętych tutaj na siłę.
Warto wspomnieć, że w 1974 roku fragment 'Beck's Bolero' zacytowała grupa Budgie w nagraniu 'Living On Your Own' pochodzącym z płyty 'In For The Kill'.

Wielu może zapewne pomyśleć, że słaba to płyta, na której swoje umiejętności wokalne prezentuje Rod Stewart, kojarzący się przecież z zupełnie innym ciężarem gatunkowym muzyki popularnej. Jak wiadomo, po rozstaniu z The Jeff Beck Group, słynny szkocki wokalista przez kolejne lata swojej kariery będzie konsekwentnie dążył do jak największych sukcesów komercyjnych, częstokroć na porażająco niskim poziomie. Proszę mi jednak zaufać - w 1968 roku był to inny człowiek. Po za tym wtedy obowiązywały zupełnie odmienne standardy.


piątek, 11 marca 2011

THE KINKS

SOMETHING ELSE BY THE KINKS (1967)



1. David Watts
2. Death Of A Clown
3. Two Sisters
4. No Return
5. Harry Rag
6. Tin Soldier Man
7. Situation Vacant
8. Love Me Till The Sun Shines
9. Lazy Old Sun
10. Afternoon Tea
11. Funny Face
12. End Of The Season
13. Waterloo Sunset

poniedziałek, 7 marca 2011

THE STORY OF BEAT CLUB 1965-1972

Co tu dużo pisać.
Wydany na DWUDZIESTU CZTERECH dyskach DVD Beat Club to wydawnictwo absolutnie sensacyjne. Tak powinny wyglądać wydawnictwa DVD. Prawie CZTERY TYSIĄCE minut programu telewizyjnego emitowanego w Niemczech w latach 1965-1972.

Autorzy zadbali o to, aby przenieść na DVD nie tylko nagrania wykonywane przez ogromną rzeszę wykonawców, ale także, aby po prostu zachować wszystkie odcinki w całości. Tak więc jest tutaj nie tylko muzyka, ale wszystko to, co się wówczas w tych rewelacyjnych programach pojawiało. Wywiady. Reklamy. Zapowiedzi poszczególnych artystów prezentowane przez prowadzących program. Nawet krótkie przerywniki dokumentalne. Słowem, tak jak to było nadawane w telewizji. Cudowna sprawa.




Taki Beat Club to przewodnik po historii muzyki rockowej lepszy niż jakakolwiek encyklopedia. Można zaobserwować jak na przestrzeni tych kilku lat zmieniała się muzyka popularna. Jak zmieniało się podejście nie tylko do grania, ale także do prezentacji muzyki na żywo. Mamy więc tutaj wczesne beatowe piosenki. Sporo zdecydowanie popowych wykonawców i przede wszystkim mnóstwo prawdziwie rockowego grania. Od delikatnie psychodelicznej muzyki, poprzez progresywnego rocka, a na brzmieniach heavy-rockowych skończywszy. Jest także blues i blues-rock. Jest jazz-rock. Jest folk oraz soul.

Mnie szczególnie ucieszył półgodzinny program, w którym grupa The Who promuje swoją najnowszą płytę 'Tommy' wykonując kilka wybranych fragmentów ze swojego dzieła. Natomiast pomiędzy zagranymi z playbacku piosenkami można obejrzeć i posłuchać wywiadu z Petem Townshendem.
Po za tym cieszy oko i ucho mnóstwo zespołów nie tylko znanych i popularnych, ale także tych już niestety zapomnianych, jak choćby wspaniały Steamhammer.
Czy trzeba czegoś więcej?




Oczywiście większa część znajdujących się tutaj nagrań zarejestrowana została na żywo w studiu telewizyjnym. Czasem przy udziale publiczności.

Okazuje się, że w tamtych czasach powstawało znacznie więcej programów muzycznych niż to ma miejsce obecnie. Beat Club to niestety tylko wierzchołek góry lodowej. Jak wiele omija człowieka, można się przekonać zaglądając na portal YouTube. Istny raj na ziemi.

Tradycyjnie, na sam koniec muszę też wytknąć wady omawianego przeze mnie wydawnictwa. Chyba inaczej nie byłbym sobą.
Otóż okazuje się, że nie jest to kompletny zestaw programu. Z niewiadomych dla mnie przyczyn pominięto chociażby fenomenalną wersję 'Darkness' zespołu Van Der Graaf Generator z roku 1970. Ale za to jest pełna wersja 'Whatever Would Robert Have Said' z tego samego występu. Nie ma także 'How The Gypsy Was Born' niemieckiej grupy Frumpy. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Tak się jednak nieszczęśliwie składa, że tego nagrania Frumpy wyjątkowo mi brakuje. Widać z tego, że nie można mieć wszystkiego.
Za pięknie by było.
Zapewne brak kilku innych nagrań, ale najbardziej rzuca się w oczy nieobecność tych dłuższych występów, takich jak chociażby półgodzinny występ Procol Harum z 1971 roku w składzie z gitarzystą Davem Ballem.
To tylko przykłady pierwszy z brzegu. Czy może się czepiam?


środa, 2 marca 2011

RICHARD MORTON JACK

ENDLESS TRIP

Kolejna pozycja ze stajni Richarda Mortona Jacka i jego współpracowników. Tym razem penetrująca klasycznego rocka ze Stanów Zjednoczonych i Kanady. Tak jak w przypadku 'Galactic Ramble' znalazło się tutaj ponad TRZY TYSIĄCE recenzji płyt z lat 1965-1974. Także w tym przewodniku obok wykonawców bardzo popularnych znajduje się ogromna rzesza artystów kompletnie dzisiaj zapomnianych.

To jest prawdziwa cegła, zawierająca blisko osiemset stron. Oczywiście nie mogło zabraknąć przedruków dawnych recenzji poszczególnych dokonań, które znalazły się w książce. Całość natomiast ozdobiono tymi wspaniałymi czarno-białymi wycinkami starych reklam prasowych oraz zdjęciami artystów.
Coś przepięknego.




Nie byłbym jednak sobą, gdybym trochę nie popsioczył.
Chociaż współczesne recenzje czyta się z zainteresowaniem, to ponownie odnoszę wrażenie, że wiele z nich napisanych zostało na kolanie.
Rozumiem, że ze względu na ograniczoną objętość papieru i przepastną wręcz ilość haseł, trzeba się streszczać, ale czasem aż zęby zgrzytają, gdy czyta się te banalne stwierdzenia na temat muzyki. Można pomyśleć, że właściwie w tamtych czasach wszyscy grali na jedną nutę. Tak wynika z ogromnej liczby recenzji, było nie było pisanych przez kilku fachowców i zarazem pasjonatów klasycznego rocka.
Według mnie jest to największy mankament obydwu przewodników.

Natomiast dużą poprawę widać w dyskografiach zwłaszcza tych wykonawców, którzy odnieśli sukces i ich dorobek jest obszerniejszy i obejmuje kilka lub nawet kilkanaście tytułów w obrębie wybranego przez twórców encyklopedii przedziału czasowego. W przypadku 'Galactic Ramble' z nie do końca zrozumiałych dla mnie powodów niektórzy wykonawcy nie zostali potraktowani całościowo i recenzenci opisali jedynie dwie lub trzy płyty z okresu, na którym się skoncentrowali, mimo że dana formacja stworzyła ich trochę więcej.
Za przykład niech posłuży Genesis, którym zrecenzowano jedynie trzy pierwsze albumy. Albo identycznie potraktowany Wishbone Ash.

Tym razem całość potraktowano z większym pietyzmem i na ten przykład opis dorobku Grateful Dead wykracza poza ramy czasowe 'Endless Trip'.

Oczywiście niektóre grupy mieszane są z błotem, inne zaś wynoszone na piedestał. Muzyka niektórych wykonawców jest bagatelizowana, inni zaś doczekali się peanów pochwalnych na swoją część. Ponownie zalatuje to brakiem profesjonalizmu i skłania do przemyśleń nad trafnością tych recenzji oraz czy są one dobre lub złe, ale z drugiej strony jako drogowskaz do poszukiwań nieznanej rockowej spuścizny ten przewodnik jest wręcz nieodzowny i nieoceniony.
Nic lepszego nie powstało.