wtorek, 14 kwietnia 2009

RED DIRT 1970

Nigdy nie byłem mocny w tych wszystkich nazewnictwach gatunkowych. Blues-Rock, Prog-Rock, Psych-Prog, Heavy Progressive czy Blues Progresywny. Strasznie tego wszystkiego dużo i można mnożyć te wszystkie etykietki w nieskończoność. Tylko po co? Zapewne po to by ukierunkować muzykę danej grupy, aby ułatwić odbiorcy orientację z czym może się w danym przypadku zetknąć. Oczywiście, bardzo to chwalebne, jednak dla mnie muzyka dzieli się przede wszystkim na dwa rodzaje - dobrą i słabą.

Jak się ma to do zupełnie zapomnianej przez świat grupy Red Dirt?
Cóż, swego czasu wydawało mi się, że album posiada jakąś wartość, obecnie jednak nie jestem już tego taki pewien, dlatego postanowiłem zmienić nieco opis.





1. Memories
2. Death Letter
3. Problems
4. Song For Pauline
5. Ten Seconds To Go
6. In The Morning
7. Maybe I'm Right
8. Summer Madness Laced With Newbald Gold
9. Death Of Dream
10. Gimme A Shot
11. Brain Worker
12. I've Been Down So Long


OPIS POPRAWIONY - 2012.01.05

Jeden z opisów, które postanowiłem zmienić. Czas trochę zweryfikował moje poglądy na temat tego albumu. Pomimo, że nadal uważam, że jest to pozycja interesująca, to jednak nieuczciwością byłoby twierdzenie, że muzyka zawarta tutaj wybija się ponad przeciętność.

Mamy tutaj dwa rodzaje nagrań.
Oparte na klasycznych bluesowych zagrywkach, snujące się, leniwe piosenki, niekiedy częściowo akustyczne oraz pełne agresji, ciężkie kompozycje poniekąd także wyrosłe z bluesa, ale ciążące ku estetyce hard-rocka. Wszystkie utwory odznaczają się wyjątkowo chropowatym brzmieniem i niezbyt wyszukaną melodyką.

Rozpoczynający płytę powolny i zaśpiewany znudzonym, nosowym głosem 'Memories' to przede wszystkim brzmienie zaciąganych strun gitary oraz unoszący się nad całością melotron. Ciekawe, wiele obiecujące wprowadzenie, tym bardziej że kolejne nagranie to dla kontrastu dziki, zaśpiewany z agresją w głosie 'Death Letter'. Bezkompromisowa muzyka, bez upiększania.

Na dobrą sprawę tak prezentuje się cała płyta.
Od bezpretensjonalnych bluesowych piosenek niemal sięgających do korzeni tego rodzaju muzyki - jak chociażby w zagranym z akompaniamentem stalowej gitary 'Song For Pauline' przypominającym dokonania rodem z Delty Missisipi, poprzez żywiołowe, elektryczne utwory w stylu zagranego w rytmie boogie 'Maybe I'm Right'.
Bardziej hard-rockowe oblicze Red Dirt reprezentują fragmenty takie jak 'Gimme A Shot' i chyba najlepszy na płycie 'Summer Madness Laced With Newbald Gold' oparty na ostrym riffie gitary elektrycznej. Warto zwrócić uwagę na różnego rodzaju niekontrolowane pojękiwania wokalisty w instrumentalnych interludiach. Można rzec, że tutaj rzeczywiście coś się dzieje w odróżnieniu od reszty płyty, co tu dużo mówić - nudnej i mało zaskakującej, wykonanej wprawdzie przez profesjonalistów, ale bez pomysłu i bez dużej inwencji, momentami bez przekonania.

Wyobrażam sobie, że wytwórnia Fontana nie przeznaczyła na nagranie płyty zbyt dużych środków. Sprzedano ponoć tylko 200 egzemplarzy tytułu. Niektóre źródła podają, że tylko 200 egzemplarzy zostało wytłoczonych, dlatego cena tego rarytasu osiąga bez problemu - nawet w nie najlepszym stanie - 800-900 funtów. Myślę, że za bliski ideału LP trzeba by było zapłacić jakieś 1500 funtów. Według mnie nie jest to jednak tytuł wart takich pieniędzy. Podejrzewam, że ktoś coś kiedyś powiedział i tak poszło w świat, przez to ludzie nadal myślą, że kupują coś wyjątkowego.

Muszę jednak przyznać, że okładka tego unikatu jest jedną z moich ulubionych ilustracji. Prosty pomysł, ale jego surowe wykonanie zawsze robi na mnie ogromne wrażenie. Ciężko przejść obok takiego rysunku obojętnie. Twarz Indianina, która na nas spogląda ma w sobie coś dzikiego i smutnego zarazem. No i ta krew spływająca z czoła. Czerwień krwi stanowi świetny kontrapunkt dla czarno-białego rysunku. Wspaniały przykład starej okładki płyty.

Jednym z inżynierów dźwięku był, wspomniany już przy okazji Pussy, Mike Bobak.

Aha. Do kompaktowej edycji dołączono cztery nagrania prawdopodobnie powstałe już po nagraniu płyty. Muszę przyznać, że pomimo słabszej jakości dźwięku są to ciekawostki zwiastujące inne podejście zespołu do wykonywanej muzyki. Dwa pierwsze nagrania stylem przypominają dokonania Wishbone Ash, zaś dwa kolejne utwory zapuszczają się w folk-rockowe rejony, dzięki wprowadzeniu do instrumentarium skrzypiec przywodzą na myśl ówczesne dzieła Fairport Convention.

P.S. Nie tak dawno ukazała się nowa edycja płyty, tym razem z pięcioma nagraniami dodatkowymi, innymi niż w edycji Audio Archives.

2 komentarze:

  1. Pamiętam, że kiedy słuchałem tej płyty kilka lat temu po raz pierwszy wydała mi się bardzo wtórna, słyszałem w niej wiele innych czytelnych skojarzeń. Jednak z perspektywy czasu to granie broni się. Jeśli po latach nadal jej słucham z przyjemnością to znaczy że jest dobra (taka moja miara).

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, masz absolutną rację. Ja też uważam, że płyta nie odkrywa nowych horyzontów. Ale są tutaj fajne, porywające momenty.
    Trochę szkoda, że grupa nie nagrała nic więcej, bo w bonusach na CD są cztery nagrania, które sugerują, że Red Dirt zmierzali w kierunku bardziej wyrafinowanych brzmień w stylu Wishbone Ash albo folku w rodzaju Fairport Convention na 'Lieg And Lief' (skrzypce).

    OdpowiedzUsuń