środa, 28 października 2009

STEAMHAMMER

REFLECTION 1969

Zacznę od ciekawostki, która przez długi czas nie dawała mi spokoju.
Otóż zachodziłem w głowę cóż oznacza napis REFLECTION na okładce płyty Steamhammer. Z pomocą przyszedł mi David Lewis, dawniej muzyk Andwella's Dream. Dlaczego akurat ten muzyk i dlaczego ten zespół? Ponieważ także na płycie Andwella's Dream 'Love And Poetry' można dostrzec ów napis REFLECTION. W dodatku napisany tą samą czcionką, co automatycznie wyklucza, że jest to tytuł pierwszego dokonania Steamhammer.

Z wywiadu zamieszczonego na nadzwyczajnej stronie Marmalade Skies można się dowiedzieć, że REFLECTION to po prostu nazwa wydawnictwa płytowego - Reflection Records.

W przypadku niemieckiej edycji płyty grupy Steamhammer tamtejsza wytwórnia płytowa chyba najzwyczajniej w świecie nie zdawała sobie sprawy z tego drobnego faktu i niepozorny napis REFLECTION uznała za tytuł, przez co album do dzisiaj funkcjonuje na rynku jako 'Reflection'.





1. Water (Part One)
2. Junior's Wailing
3. Lost You Too
4. She Is The Fire
5. You'll Never Know
6. Even The Clock
7. Down The Highway
8. On Your Road
9. Twenty-Four Hours
10. When All Your Friends Are Gone
11. Water (Part Two)


Skład


Kieran White - Vocals, Harmonica
Martin Pugh - Lead Guitar
Martin Quittenton - Guitar
Steve Davy - Bass Guitar
Michael Rushton - Drums


Co do samej płyty, to zawiera ona dawkę znakomitej muzyki.
Debiutancki album Steamhammer zachwyca bogactwem kolorystycznym rzadko spotykanym wówczas w muzyce bluesowej. Według mnie ta płyta dorównuje, a może nawet przewyższa wydany w tym samym czasie pierwszy LP Led Zeppelin.

Trzeba pamiętać, że Led Zeppelin w połowie był współtworzony przez dwóch dobrze już doświadczonych muzyków, podczas gdy Steamhammer tworzyli nowicjusze. Tak więc biorąc to pod uwagę, jestem zdania że ich płyta dojrzałością przewyższa nieco jednowymiarowy debiut Led Zeppelin.
Przestrzenna, potężna produkcja sprawia, że muzyka brzmi bardzo żywo i naturalnie. Niemal jakby całość została zarejestrowana podczas koncertu. Czasem odnoszę wrażenie jakbym tam wtedy był i słyszał wszystkie szumy głośników, pulsowanie wzmacniaczy reagujących na zbyt głośne dźwięki.

Punktem wyjścia jest zawsze blues w jego najrozmaitszych odsłonach.
Są tu nagrania tak zróżnicowane jak przebojowy, ciężki 'Junior's Wailing'. Atmosferyczny 'Lost You Too'. Prosty, akustyczny 'On Your Road', zawierający w środkowej części zupełnie kontrastową, krótką partię przesterowanej gitary elektrycznej. Tradycyjny, ozdobiony partią harmonijki ustnej i najbardziej na płycie rozbudowany powolny blues 'Twenty-Four Hours' autorstwa Eddie Boyda.
We wstępie kompozycji 'She Is The Fire' jako rodzaj ornamentu wprowadzono dynamiczną zagrywkę trąbki. Dalej zaś gitarzysta Martin Pugh czaruje słuchaczy partiami gitary przetworzonej przy pomocy efektu wah-wah.

Chociaż błyszczy cały zespół, to jednak gitarowe popisy Martina Pugha bezwzględnie wybijają się tutaj na plan pierwszy i robią duże wrażenie. Gitarzysta gra z typową dla bluesa swobodną i pasją, nasyconą jednak wyrazistym rockowym pierwiastkiem. Dzięki jego finezyjnej grze atmosfera nagrań zmienia się jak w kalejdoskopie. Wielkie wrażenie robi też mocna gra perkusisty Michaela Rushtona oraz oryginalna, ekspresyjna barwa głosu Kierana White'a, momentami przywodząca na myśl śpiew Iana Andersona.

Koniec dygresji.
Skomponowany przez B.B. Kinga 'You'll Never Know' zagrany został z udziałem pianina oraz zwracał uwagę ostrym brzmieniem gitary elektrycznej. Dwa nagrania - 'Down The Highway' oraz 'Even The Clock' wzbogacono partią fletu poprzecznego. Druga z tych kompozycji zdradzała ambicje wyjścia poza estetykę bluesa na bardziej wyrafinowane rejony, co formacja wyraziście rozwinie na dwóch kolejnych płytach.

Album zaś rozpoczynała i kończyła przepiękna, krótka impresja zagrana na dwie przenikające się gitary elektryczne, wzbogacona odgłosami szumu fal morskich.





Wiem, ten opis jest wybitnie nieporadny i zapewne nieraz w przypływie natchnienia będzie ulegał modyfikacji. Tak ciężko coś sensownego napisać na temat takiej muzyki, a jestem zdania, że jest to muzyka wielopoziomowa, wymagająca od słuchacza odrobiny skupienia i uwagi, pomimo że na początku może sprawiać wrażenie stosunkowo prostej, w tym jednak tkwi tajemnica tej płyty, nic nie jest tak oczywiste jakby się mogło wydawać.

Jeszcze na sam koniec muszę nadmienić, że po odejściu z kwintetu, drugi gitarzysta i obok Kierana White'a główny twórca repertuaru, Martin Quittenton wspomagał twórczo Roda Stewarta na najwcześniejszych solowych płytach wokalisty i był współtwórcą chyba największego przeboju artysty 'Maggie May'.

10 komentarzy:

  1. Steamhammer pamiętam tylko z jednego występu w Beat Club, ale coś mi świta, że tam mieli saksofon a tu w opisie go nie ma. Nie pomnę tytułu pieśni, acz - może przez dęciaka - kojarzyła mi się nieco owa twórczość z Blood Sweat & Tears.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście dobrze pamiętasz. To był skład z drugiej płyty - jedynej z udziałem saksofonu i fletu na pełnym etacie. Wykonali wtedy dwa nagrania z debiutu - 'Junior's Wailing' i 'When All Your Friends Are Gone' opracowane z fletem i saksofonem. Ale oryginalnie nie ma tych instrumentów na płycie. Flet (grany przez muzyka spoza zespołu) pojawia się na pierwszej płycie tylko w dwóch nagraniach. Natomiast na trzeciej i czwartej płycie też już nie ma ani jednego, ani drugiego instrumentu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaa czyli bliżej im do Canned Heat niż do BS&T czy Chicago, jak rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmmm...Najlepiej sam oceń...

    http://www.radiorock6070.com/Steamhammer.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Troszkę mi się to zacina, ale już słyszę, że kawałek który znam z Beat Club to Junior's Wailing. Zupełnie inaczej brzmi. Ale nie sucho, czego się obawiałem, bo to gitarowe plumkanie, stanowiące podkład dla wokali i solówki, nadaje pewnej głębi. Zaraz odpalę sobie jeszcze parę fragmentów.

    OdpowiedzUsuń
  6. No więc po przesłuchaniu większości płyty, funkcjonującej jako "Reflection" stwierdzam, że ma ładne, głębokie, dudniące pięknie brzmienie. Nie wiem czy to kwestia produkcji, czy czego tam, ale brzmi świetnie. Nie jestem zwolennikiem surowego bluesa, ale taki dobajerowany i wzbogacony o pierwiastki psychodeliczne całkiem mi podchodzi. Oczywiście, z czymś tam mi się to kojarzy, ale ja tak zawsze. Mój faworyt: "Down The Highway".

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też tak mam! Tak widać musi być. Najbardziej wokalnie przywodzi na myśl Jethro Tull, ale nie aż tak bardzo.
    Teraz nawet zacząłem słuchać drugiej płyty, bo dawno jej nie słuchałem, i też jest bardzo dobra. Nie wiem czemu, zawsze jakoś ją pomijałem. Aż mnie to zastanawia, bo to wzorzec wczesnego progresywnego rocka (jest właśnie saksofon i flet).

    Dzięki za miłe słowa w każdym razie. Przekażę chłopakom ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Posłuchałem także tej drugiej płyty, ale zdecydowanie mniej mnie przekonuje, przynajmniej jeśli o pierwsze słuchanie chodzi, niż debiutancka. Ma inne brzmienie i - nie wiem czy mam rację po pierwszym odsłuchu - jest mniej dołująca a bardziej odjechana i psychodeliczna. A ja wolę, jak jest odwrotnie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Też teraz posłuchałem. Ale chyba nie jest jednak tak dobra jak debiut. Jest bogata w pomysły, dużo się dzieje i oczywiście inaczej zaaranżowana, ale niekoniecznie każdy utwór jest udany. Dwa pierwsze nagrania są świetne, ale potem...trzeba chyba kilku przesłuchań, żeby to zgłębić.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja powiem inaczej: po pierwszym i oczywiście nie do końca miarodajnym przesłuchaniu zdecydowanie bardziej podoba mi się pierwsza płyta. Ma, moim zdaniem, wszystko lepsze: melodie, produkcję, klimat i ogólny pomysł. Druga jest bardziej chaotyczna i zapewne wymaga wielokrotnego przesłuchania, by ją docenić.

    A z tą nazwą-tytułem wytwórni to historia zatoczyła koło w zabawny sposób, ponieważ istnieje sobie obecnie wytwórnia Steamhammer, wydająca rock i metal.

    OdpowiedzUsuń