poniedziałek, 5 lipca 2010

FOOD

FOREVER IS A DREAM (1969)

Próbuję zminimalizować rozwlekłe opisy i nadać im jakiś charakter i kształt, ale idzie mi to jak po grudzie. Na dodatek cały sierpień był nie do wytrzymania przez te permanentne upały, w efekcie czego przebimbałem prawie cały okres letni. Może trochę przesadzam, jednak nie da się ukryć, że w sierpniu nie napisałem choćby jednego zdania, nie ruszyłem nawet palcem, aby dodać jakiś wpis czy okładkę płyty. Najzwyklejsze lenistwo spowodowane niesprzyjającą pogodą.

Słowem, zaniedbuję bloga, ale na pewno nie zaniedbuję muzyki. Przez ten czas udało mi się poszerzyć nieco kolekcję różnymi nowymi tytułami, na które zagiąłem parol już dawno temu, jednak zawsze coś sprawiało, że moment ich nabycia, ku mojemu niezadowoleniu, oddalał się znacznie. Cóż, takie życie. W każdym razie na skromne zrecenzowanie czeka kilka ciekawych albumów. Rzecz jasna wśród nabytków nie mogło też zabraknąć odrobiny rzeczy słabszych lub - nazwijmy rzecz po imieniu - chłamu. Ryzyko wliczone w koszta, a nie jestem entuzjastą odsłuchiwania muzyki w internecie.





1. Forever Is A Dream
2. Naive Prayers
3. No
4. Lady Miss Ann
5. Fountain Of My Mind
6. Coming Back
7. What It Seems To Be
8. In The Mirror
9. Marbled Wings
10. Traveling Light
11. Leaves
12. Here We Go Again


Skład


Steve White - Vocals
Bill Wukovich - Guitar
Erick Scott Filipowitz - Bass Guitar
Barry Mraz - Drums
Ted Ashford - Keybords


Jak łatwo zauważyć okładkę płyty Food dodałem już w lipcu. Te stare okładki były kapitalne, niekiedy tak mało pociągające, wręcz odstręczające, że aż trudno uwierzyć, albo inaczej - mnie okładka 'Forever Is A Dream' podoba się bardzo, ale wiem, że dla przeciętnego nabywcy tych czterech niezbyt atrakcyjnie wyglądających chłopaków widniejących na zdjęciu i uśmiechających się od ucha do ucha może być słabą zachętą do nabycia tej akurat płyty.
Kiedyś uważałem, że Amerykanie wyglądają niczym ze snu, że są najpiękniejsi i najatrakcyjniejsi na świecie. Cóż, okazuje się, że jednak niekoniecznie, że byli urodziwi tak samo jak mieszkańcy naszego kraju w tamtych czasach. Co za rozczarowanie.

Teraz kiedy już wyrzuciłem z siebie to, co mi leżało na wątrobie, a co z muzyką ma niewiele wspólnego, mogę z niemałym zapałem przystąpić do opisywania niniejszej płyty. Okazuje się jednak, że jest to ciężkie jak gacie z ołowiu, bo co można napisać na temat muzyki, tak żeby nie popaść w banał i przy jednoczesnym braku niezbędnej wiedzy muzycznej?

Jedno jest pewne - za niepozorną okładką, kryje się muzyka nad wyraz udana.

Ton tej wysublimowanej i bogatej pod względem kolorystycznym płycie nadawał utwór tytułowy, w nagraniu wykorzystano delikatne dźwięki fortepianu, gitary akustycznej oraz cieniującej atmosferę gitary elektrycznej, a w refrenie wzbogacono partią trąbki. Całość ozdobiono intrygującym interludium z użyciem sprzężonej - tak przynajmniej podejrzewam - gitary elektrycznej wspartej przez sekcję instrumentów smyczkowych. Kompozycja niemal bezpośrednio przechodziła w skrajnie odmienny, ostry 'Naive Prayers' z przesterowaną gitarą w roli głównej. Pogodny i zaśpiewany wyłącznie z akompaniamentem gitary akustycznej 'Lady Miss Ann' to ukłon w stronę twórczości duetu Simon And Garfunkel.
Dla odmiany utrzymany w onirycznej atmosferze 'Fountain Of My Mind' przywoływał skojarzenia z dokonaniami Pink Floyd z okresu płyty 'More'.

Nie będę wymieniał i opisywał wszystkich piosenek, które znalazły się na tej urzekającej płycie, największą uwagę przykuwa 'What It Seems To Be', nagranie, które stanowi doskonały przykład ambitnej muzyki pop. Piosenkę opracowano z użyciem między innymi gitary akustycznej, fortepianu oraz sekcji instrumentów dętych, zaś w środkowej części dodano solową partię fletu poprzecznego. Kompozycja uwodziła słuchacza charakterystyczną dla płyty senną aurą oraz leniwym, ale pełnym emocji śpiewem. To wszystko prowadziło do ekstatycznego, podniosłego i przejmującego finału.

Obok 'Forever Is A Dream' oraz 'Leaves' jest to centralny punkt tego albumu.





Z tego, co się orientuję zespół nic więcej po sobie nie pozostawił, żadnych niepublikowanych nagrań, żadnego singla. Tak więc należy się cieszyć tym jednym wspaniałym dziełem. Zapewniam jednak, że z każdym przesłuchaniem płyta zyskuje jeszcze bardziej i nie sposób się znudzić muzyką na niej zawartą.

Na koniec jeszcze ważna informacja - oryginalny LP wydany przez Capitol Records jest tylko odrobinę łatwiejszy do zdobycia niż płyty kolegów z Common People czy równie rzadki Gandalf. Za zbliżony do ideału egzemplarz trzeba wysupłać około 200 dolarów, ale bez wątpienia warto i w tym przypadku nie jest to wygórowana cena.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz