MOTHERLIGHT (1970)
1. Motherlight
2. On A Meadow - Lea
3. Mona Lose
4. Wanna Make A Star Sam
5. House Of Many Windows
6. Chant
7. Burning The Weed
8. The Lens
Jesień objawiła się tak nagle jakby ktoś jednym zdecydowanym cięciem rozciął słońca kurtynę, a tuż za nią objawiła się zasłona deszczu. Koniec lata, zmiana scenografii. Właściwie od kilku dni nieustannie pada deszcz, ale mnie to nie przeszkadza, miałem już dosyć lata i upałów.
Teraz kiedy piszę te słowa krótkotrwałe pojawienie się deszczu rozgoniły promienia słońca.
Ale dość tych meteorologicznych opisów.
Na początek wrześniowej aury przedstawię płytę, której nazwa i tytuł wywołują niemal zawsze zamieszanie. Przyjmijmy jednak, że nazwa grupy to nazwiska twórców płyty, czyli Mike Bobak, Andy Johns (opisany błędnie jako Andy Jons) oraz Wilson Malone. Bobak Jons Malone. Tytuł płyty pochodzi zaś od tytułu kompozycji, rozpoczynającej album. Proste.
Nie jest to dokonanie wybitne, nie jest to także muzyka, która sprawia, że inaczej zaczynamy postrzegać świat dźwięków. Dlaczego więc zdecydowałem się wspomnieć o tej zapomnianej płycie? Jest tutaj bowiem przynajmniej jeden wspaniały moment, czyli 'House Of Many Windows'. Rozpoczynający się od potężnego akordu fortepianu utwór zachwyca wspaniałą, pełną optymizmu melodią urozmaiconą podniosłym organowym interludium w stylu Procol Harum. W finale pojawia się parafraza kilku taktów zaczerpniętych z głównego tematu muzycznego z filmu 'Magnificent Seven' ('Siedmiu Wspaniałych'). Piosenka zagrana została z użyciem fortepianu, organów Hammonda oraz perkusji i gitary basowej. Mnie 'House Of Many Windows' kojarzy się z późniejszymi dokonaniami Genesis.
Był to jednocześnie jedyny taki utwór na płycie. Większość nagrań odznaczała się niezbyt wyszukanymi melodiami oraz czasem wręcz skrajną prostotą rytmów.
Dziwna to płyta, muzycy chyba bardziej położyli nacisk na tworzenie odpowiedniej, dość złowieszczej atmosfery nagrań niźli na bogactwo wątków melodycznych czy harmonii. Tak więc pomimo faktu, że nagrania takie jak 'Mona Lose' czy 'On A Meadow - Lea' potrafią oczarować swoim tajemniczym nastrojem, budowanym głównie na fundamentach fortepianu i organów Hammonda, to jednak samo wykonanie bywa w wielu momentach nużące. Dwa - trzy akordy, które tworzą melodię, powtarzane są z namaszczeniem przez cały czas trwania nagrania, tu i ówdzie wzbogacane dźwiękami gitary lub różnego rodzaju wstawkami instrumentów klawiszowych, niekiedy niemal kakofonicznych. W taki sposób koncypowany jest właściwie każdy kolejny utwór, co może się podobać i ma to swój urok, ale w niektórych momentach może jednak irytować do granic wytrzymałości.
Wystarczy posłuchać 'Chant' z dysonansowym wstępem, który później przeistacza się w jakieś trywialne przyśpiewy. Również lekko irytujący jest nijaki 'Wanna Make A Star, Sam' oparty chyba na jednym dźwięku gitary, ponownie dla zmyłki uatrakcyjniany krótkimi i dość mdłymi ornamentami tegoż instrumentu, na dodatek piosenka zaśpiewana jest kompletnie bez polotu. Nie mam pojęcia, czy miał być to zamierzony efekt, ale chyba tak, bo Wilson Malone wszystkie piosenki tutaj zawarte śpiewa tym jakby zmęczonym, anemicznym głosem.
Ewidentnie niedopasowany do całości jest natomiast bezpretensjonalny 'Burning The Weed'. Czyżby pastisz muzyki country?
Strasznie zjechałem 'Motherlight', muszę jednak nadmienić, że pomimo tych wszystkich mankamentów - co jest w tym wszystkim najdziwniejsze - tego albumu słucha się naprawdę przyjemnie. Melodie we wspomnianych 'Mona Lose' i 'On A Meadow - Lea', czy w nagraniu tytułowym, chociaż skromnie opracowane, potrafią wryć się w pamięć. Ale przede wszystkim urzeka ten mroczny klimat, który pojawia się w tych trzech - czterech nagraniach.
Konkludując. Proszę się nie zrażać moim pisaniem, gdyż jest to wyłącznie moja opinia, kogoś innego muzyka Bobak Jons Malone może zachwycić. W świecie to jedyne przedsięwzięcie nagrane przez dwóch etatowych inżynierów dźwięku (Mike Bobak i Andy Johns) oraz byłego muzyka grupy Orange Bicycle (Wilson Malone), cieszy się ogromną estymą i oczywiście jako oryginalny LP wydany przez Morgan Blue Town jest upragniony przez niemal wszystkich miłośników klasycznej rockowej muzyki.
Po za tym tutaj jest ponadczasowy 'House Of Many Windows' i to jest chyba wystarczający powód by sięgnąć po tę płytę.
piątek, 3 września 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz