sobota, 16 maja 2009

MIGHTY BABY 1969




1. Egyptian Tomb
2. Friend You Know But Never See
3. I've Been Down So Long
4. Same Way From The Sun
5. House Without Windows
6. Trials Of A City
7. I'm From The Country
8. At A Point Between Fate And Destiny

Bonus (The Action 1968)

9. Only Dreaming
10. Dustbin Full Of Rubbish
11. Understanding Love
12. Favourite Days
13. Saying For Today


Cenię tę płytę nad wyraz.

Mighty Baby powstał po rozpadzie The Action.
Kwintet uważany jest za jeden z ważniejszych wykonawców muzyki pop połowy lat sześćdziesiątych, działających na Wyspach. Pomimo podpisania kontraktu z wytwórnią Parlophone i nagrania pięciu singli z Georgem Martinem jako producentem, nie udało się The Action zdobyć uznania szerszej publiczności. W 1967 roku do czterech muzyków formacji dołączyli - były gitarzysta Savoy Brown, Martin Stone oraz multiinstrumentalista, Ian Whiteman.

Wówczas zespół zarejestrował materiał na niewydany - odrzucony przez wytwórnię - album, który ukazał się dopiero w latach dziewięćdziesiątych, najpierw jako 'Brain', a następnie pod tytułem 'Rolled Gold'.
W 1968 rok muzycy zarejestrowali pięć nagrań, które ujrzały światło dzienne dopiero w 1985 roku. W składzie nie było już wokalisty Rega Kinga, zaś w tym momencie ukonstytuował się skład grupy Mighty Baby, która nagrała dwie płyty.

Debiut to dzieło zaskakujące. Grupa zaoferowała słuchaczom gitarową muzykę powstałą pod wpływem fascynacji dokonaniami wykonawców z Zachodniego Wybrzeża - zwłaszcza Grateful Dead i Quicksilver Messenger Service - co wyrażało się zamiłowaniem do improwizacji oraz nasycania kompozycji stylem country, ale także ciężkiego rocka i jazzu.

Płyta czaruje szlachetnym brzmieniem i finezyjnym, pełnym uczucia wykonaniem - przykuwają uwagę gitarowe partie Martina Stone'a oraz znakomita gra na instrumentach dętych Iana Whitemana. Plastyczna, mocna i dynamiczna sekcja rytmiczna plus z wyobraźnią wypełniająca tło, w niektórych kompozycjach, gra na instrumentach klawiszowych - fortepian lub organy Hammonda - dopełniały obrazu całości. Nie ma tutaj jednak ani krzty wirtuozerii czy efekciarskich popisów, mamy do czynienia z muzyką grupową, wykonywaną przez doskonale zgranych ze sobą muzyków, z których żaden nie stara się wychodzić przed szereg.

Najbardziej zapadającym w pamięć nagraniem jest bez wątpienia, otwierający płytę 'Egyptian Tomb'. Ten hipnotyzujący utwór zniewala wspaniałą melodią, transową partią saksofonu oraz unoszącą się nad całością orientalną aurą. Słychać również echa debiutu East Of Eden 'Mercator Projected'.

Materiał, który wypełnił LP był różnorodny.
Znalazło się miejsce chociażby dla żywiołowego boogie w 'Trials Of A City'.
Wieńcząca płytę 'At A Point Between Fate And Destiny' to wyciszona, melancholijna piosenka zagrana bez udziału perkusji - zaśpiewana na tle wysuniętych na plan pierwszy dźwięków organów Hammonda oraz wyrazistego pulsującego basu. Aranżację uzupełniała pogrywająca w tle gitara akustyczna. W finale natomiast pojawiała się eteryczna partia saksofonu.

Płytę wyprodukował Guy Stevens znany wówczas ze współpracy z Art (formacja potem przeobrażona w Spooky Tooth), Free oraz Mott The Hoople. W późniejszym czasie został zaś producentem albumu 'London Calling' grupy The Clash.

Osobną kwestię stanowi pięć dodatkowych nagrań. Jak wspomniałem we wstępie, piosenki pochodzą z sesji z 1968 roku, a na wydanie czekały aż do 1985, kiedy to ukazały się jako Mini LP 'Action Speak Louder Than'.

Były to krótkie, refleksyjne piosenki. Wpadające w ucho balladowe, zahaczające o muzykę pop melodie urzekają nastrojem zadumy oraz zdecydowanie rockowym opracowaniem.
Słychać jak doskonałym gitarzystą był niedoceniony Martin Stone. Zachwyca także szlachetne brzmienie organów Hammonda oraz misternie budowane zespołowe partie wokalne.
Nie mogę zrozumieć, jak można było nie wydać tego w epoce. Szkoda, że zespół nie zarejestrował wówczas więcej takich wspaniałości. Bez wątpienia powstałoby dzieło na miarę 'Odessey And Oracle' Zombies.

Aha. Jeszcze jedno. Dla odmiany producentem tych nagrań był Peter Jenner, były menadżer Pink Floyd.

Na zakończenie dodam, że początkowo myślałem, że pod groźnie wyglądającą okładką kryje się muzyka zdecydowanie ostrzejsza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz