Historia działającej w latach 1967-1969 grupy The Crazy World Of Arthur Brown mimo, że stosunkowo krótka, zawiła jest dla mniej bardziej niż powieści Raymonda Chandlera. Do tej pory nie jestem w stanie pojąć, jak wielu muzyków przewinęło się przez zespół, jedni bowiem odchodzili, inni zaś wracali, jeszcze inni pojawiali się na moment.
Grupa kierowana przez ekscentrycznego Arthura Browna pozostawiła po sobie jeden album, który okazał się być kamieniem milowym w historii muzyki rockowej, oraz materiał na drugi LP, który jednak ukazał się dopiero w 1988 roku pod tytułem 'Strangelands'.
Wracając jednak do roku 1968 i koncentrując się na wydanej wówczas płycie - muszę przyznać, że nie jestem pewien wymienionego składu. Dla przykładu - na internetowej stronie Marmalade Skies wyczytałem, że podczas nagrywania materiału na płytę w kilku nagraniach za perkusją zasiadł muzyk sesyjny. To tylko przykład pierwszy z brzegu, ponieważ działalność koncertowa grupy przebiegała w jeszcze bardziej rozchwianych personalnie układach.
1. Prelude - Nightmare
2. Fanfare - Fire Poem
3. Fire
4. Come And Buy
5. Time
6. Confusion
7. I Put A Spell On You
8. Spontaneous Apple Creation
9. Rest Cure
10. I've Got Money
11. Child Of My Kingdom
Skład
Arthur Brown – Vocals
Vincent Crane – Keyboards
Sean Nicholas (Nicholas Greenwood) – Bass Guitar
Drachen Theaker – Drums
Nie to jest jednak ważne, ważny jest fakt, że świat otrzymał po raz pierwszy dokonanie, które w sposób niespotykany do tej pory wprowadzało słuchacza w prawdziwy teatr grozy. Trzeba przy tym zauważyć, że w kwartecie pozbawionym gitary wszystko spoczywało na barkach operującego szerokim spektrum środków wyrazu - od szeptu do ekstatycznego krzyku - wokaliście. Drugą ważną postacią przedstawienia był grający na organach Hammonda Vincent Crane. Sekcja rytmiczna stanowiła istotne tło, jednak nigdy nie wybijała się na pierwszy plan.
Pierwsza strona LP zawierała wyłącznie oryginalne kompozycje autorstwa Arthura Browna i Vincenta Crane'a. Był to rodzaj suity, w której sześć nagrań powiązano w całość różnego rodzaju interludiami - na przykład monolog z tłem muzycznym poprzedzający kompozycję 'Fire' lub powracający temat piosenki 'Nightmare' we wstępie 'Time'. Wszystkie te nagrania epatowały niezwykle wręcz posępną atmosferą i niespotykaną żywiołowością interpretacji wokalnej. Natomiast pełne ekspresji partie Vincenta Crane'a, który uzyskiwał na organach Hammonda prawdziwą paletę barw, przydały muzyce dużej ruchliwości oraz tajemniczej, grobowej aury.
Druga strona była częściowo wynikiem kompromisu.
Jak wynika ze wspomnień wokalisty zawartych w książce 'Prophets And Sages', producent pragnął, aby w programie płyty znalazły się przede wszystkim interpretacje standardów soulowych czy bluesowych, które grupa wykonywała podczas koncertów. Ostatecznie zdecydowano się zamieścić dwie cudze kompozycje. Była to znakomita, porywająca wersja 'I Put A Spell On You' skomponowana przez Screamin' Jay Hawkinsa oparta na ciężkim brzmieniu organów Hammonda i nareszcie mocnej, wyrazistej grze perkusji.
Natomiast 'I've Got Money' z repertuaru Jamesa Browna był z oczywistych względów tak wyraźnym ukłonem w stronę soulu, chociaż całość nosiła raczej jazzowy styl. Wystarczy zwrócić uwagę na synkopowaną grę perkusisty oraz jazzowe partie fortepianu.
Jeszcze bardziej soulowy charakter nosiła dość błaha piosenka 'Rest Cure'. Tutaj honoru broniła przede wszystkim doskonała interpretacja wokalna. Interesujący przykład, jak za sprawą talentu z niczego można uczynić coś względnie wartościowego.
Wśród pozostałych nagrań warto zwrócić uwagę na wyjątkowy 'Spontaneous Apple Creation' - jedyny tak bardzo wyraźnie psychodeliczny utwór na płycie, pełen dysonansów i zniekształconych dźwięków, natomiast sam Arthur Brown bardziej deklamował niż śpiewał.
Warto pamiętać, że oryginalny LP ukazał się w wersji MONO i STEREO. Edycja kompaktowa zawiera błędne przypisy do nagrań z pierwszej strony płyty długogrającej - przygotowane przez zespół bez udziału orkiestry - sugerując jakoby były to wersje monofoniczne. W rzeczywistości owe utwory nigdy nie ukazały się na płycie winylowej.
Płytę wyprodukował Kit Lambert, nadworny producent wczesnych płyt The Who. Natomiast jako Associate Producer (nie znam polskiego odpowiednika tego terminu) wystąpił Pete Townshend - lider i gitarzysta tegoż kwartetu.
W ostatnim okresie działalności The Crazy World Of Arthur Brown pojawił się perkusista Carl Palmer. Vincent Crane wespół z perkusistą, po odejściu z formacji, utworzył Atomic Rooster, z tym trio Carl Palmer nagrał tylko debiutancką płytę, gdyż wkrótce potem otrzymał propozycję od Keitha Emersona i Grega Lake'a utworzenia Emerson Lake And Palmer.
Ciekawą postacią był natomiast basista Sean Nicholas, który w 1972 roku już jako Nicholas Greenwood pojawił się w odpowiedzialnej za znakomitą płytę 'Space Shanty' formacji Khan oraz nagrał solowy album 'Cold Cuts'. Dzisiaj ten wydany przez wytwórnię Kingdom rarytas uważany jest za jedno z ciekawszych i całkowicie zapomnianych dokonań na niwie rocka progresywnego. Płyta w wersji oryginalnej jest niemal nie do zdobycia, warta obecnie setki czy nawet tysiące euro stanowi obiekt pożądania niemal wszystkich kolekcjonerów płyt z klasycznym rockowym graniem.
Natomiast główny bohater całego zamieszania najpierw powołał do życia Kingdom Come, potem zaś poświęcił się karierze solowej coraz bardziej usuwając w cień.
wtorek, 7 grudnia 2010
CRAZY WORLD OF ARTHUR BROWN 1968
Etykiety:
1968,
Crazy World Of Arthur Brown,
prog-rock,
progresywny rock,
psych-prog-rock
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ochhh uwielbiam ten album. Zresztą, Ian Gillan też go uwielbia i na nim się wprawiał, a ja z kolei uwielbiam Iana Gillana, więc i z CWOAB nie mogło być inaczej. Demoniczny, zwariowany i tylko troszkę poszkodowany przez bycie przypisanym do kategorii "one hit wonder", bo nagrał przecież inne ciekawe pieśni. A ten krążek to klasa.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. Zwłaszcza w Polsce kojarzy się przede wszystkim 'Fire' dołączany przeważnie do jakiś zestawów z przebojami z lat 60. Mocno to krzywdzące i przekłamujące obraz całości. Ale wiem, że ci którzy ten album słyszeli, są nim zachwyceni. I oczywiście wokalem Arthura Browna również. Z resztą dopiero po nim pojawili się, jak Pan zauważył słusznie - Ian Gillian, ale też Robert Plant. To jest szkoła mistrza.
OdpowiedzUsuń