środa, 12 stycznia 2011

KLEPTOMANIA 1971

Tym razem pozwoliłem sobie na pewną dowolność twórczą. Otóż zamieszczona przeze mnie okładka nie do końca jest oryginalna. Z pewnych powodów musiałem zrobić zgrabną replikę białego frontu z nazwą zespołu, ponieważ właśnie w takiej ascetycznej kopercie ukazała się w 2006 roku oficjalna edycja płyty zespołu rodem z Belgii. Jedyne w dorobku Belgów dzieło sprawia mi tyle samo kłopotów, co przyjemności.

Na przykład nie bardzo wiem, kiedy pierwotnie płyta się ukazała. Podawane są dwie daty - 1971 lub 1972. Pierwotnie ponoć album wydała jako prywatne tłoczenie wytwórnia Flame. Chociaż widnieje też rocznik 1979, ale być może ta data odnosi się do nieoficjalnego (pirackiego) wznowienia zatytułowanego 'Elephants Lost'. Niemiecka edycja firmy Amber Soundroom, którą posiadam, również zatytułowana jest 'Elephants Lost', tylko, że tym razem jest to wydanie podwójne. Na pierwszej płycie zamieszczono najpewniej ów materiał z oryginalnej płyty, na drugiej zaś znalazła się kompilacja głównie singlowych nagrań dokonanych w latach 1969-1975.

 

 

DISC 1 

1. Intro
2. Improve
3. Moonchild
4. Stop
5. Eligie
6. Thema
7. Cadens
8. Travel
9. Intrude
10. Visit For Above

DISC 2 

1. Divertimentos
2. Kept Woman
3. Out Of A Nightmare
4. I've Got My Woman By My Side
5. Lovely Day
6. Mean Old Man
7. Back To The Country
8. Rock And Roll
9. Don't Tell Lies
10. Time Is Money
11. Just A Little Minute To Go

 

W każdym razie posiadana przeze mnie dwupłytowa wersja jest właśnie tą pierwszą oficjalną reedycją. Skoncentruję się zaś na pierwszym dysku zawierającym materiał wręcz sensacyjny, który był podstawą wydanego przed laty prywatnego tłoczenia. Drugi dysk to zbiór nagrań singlowych, według mnie już nie tak porywających, dlatego tym zajmę się być może przy innej okazji. Na dysku pierwszym dominuje ciężka, improwizowana i na swój sposób frapująca odmiana rocka, bez wątpienia wyrosła z fascynacji dokonaniami Black Sabbath. Belgijski rock był wtedy bardzo płodny - żeby wspomnieć Waterloo czy Irish Coffee, ale tym formacjom udało się przynajmniej nagrać po jednej pełnoprawnej płycie.

Spróbuję wybrnąć jakoś z tego chaosu i napisać co nieco na temat muzyki. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności i czasy kiedy działał zespół, to powstało dzieło zaskakujące swoją dojrzałością. Muzyka zachwyca spontaniczną atmosferą oraz niewymuszoną melodyką, całość zaś opiera się przede wszystkim na gitarowych, niekiedy wielowątkowych improwizacjach. Muszę przyznać, że w swojej klasie album jest jednym z ciekawszych tego typu dokonań.
 

W większości przypadków dominują tematy instrumentalne, jedynie chyba w trzech nagraniach wprowadzono dosyć przekonywający śpiew. W kliku miejscach brzmienie wzbogacono dźwiękami organów Hammonda, niekiedy pełniącymi funkcje solowe.

Podoba mi się, jak zespół potrafił przejść od dość swobodnych partii do ostrych motywów, jak choćby w 'Stop', gdzie w krótkich zwrotkach wokaliście towarzyszy jedynie perkusja, ale potem dołącza reszta zespołu eksponując brzmienie dwóch gitar, z których jedna wybija dość prosty riff, druga natomiast prowadzi partie solowe. Jeszcze bardziej potężny i agresywny zdaje się być w całości instrumentalny 'Eligie', zbudowany na niewyszukanym riffie gitary, który stanowi tło dla improwizacji drugiej gitary.

Dla odmiany delikatna 'Thema' to pełna ulotnego wdzięku, niezwykle atmosferyczna impresja, gdzie formacja prezentuje swe bardziej szlachetne oblicze, zwłaszcza cudownie się przenikających gitar. Dość krótki 'Cadens' to już powrót na wcześniej upatrzone pozycje, czyli dokonanie bliskie twórczości Black Sabbath, ponownie oparte na topornym riffie gitary i ponownie ozdobione popisami drugiego gitarzysty. Na sam koniec Kleptomania zaproponowała WSPANIAŁY 'Visit For Above'. Była to pełna optymizmu piosenka wprowadzająca nawet harmonie wokalne oraz urozmaicona dwiema dygresjami - na przykład krótkie interludium na organach Hammonda oraz pełnym ekspresji, żywiołowym finałem.
 

Podsumowując. Grupa pozostawiła po sobie dzieło czarujące, doskonale wykonane i zrealizowane czasem odnoszę tylko wrażenie, że niektóre kompozycje jakby nagle się urywały, albo brakło pomysłów na ich zamknięcie, jednak wcale nie rzuca się to w oczy. Możliwe też, że to tylko moje imaginacje.

Dodam jeszcze, że cały wstęp do tego opisu to wyłącznie domysły oparte na wszelkich możliwych informacjach zdobytych w internecie i nie będę się przy nich szczególnie upierał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz