SOMETHING ELSE BY THE KINKS (1967)
1. David Watts
2. Death Of A Clown
3. Two Sisters
4. No Return
5. Harry Rag
6. Tin Soldier Man
7. Situation Vacant
8. Love Me Till The Sun Shines
9. Lazy Old Sun
10. Afternoon Tea
11. Funny Face
12. End Of The Season
13. Waterloo Sunset
piątek, 11 marca 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Uwielbiam tę płytę - jest to jedyna "cała" płyta Kinks, jaką posiadam, poza składankami, live i DVD, ale chętnie do niej wracam. Do Kinks trzeba mieć cierpliwość i przymknąć należy oko na dość pretensjonalną manierę w niektórych utworach (takową prezentowali też Moody Blues) - chodzi mi o takie wodewilowe melodyjki, które współczesnego słuchacza mogą doprowadzić do pasji szewskiej. Ale wyzierająca z tej muzyki melancholia i klimat czasów, które znać mi przyszło jedynie z płyt,filmów i książek, są wyjątkowe.
OdpowiedzUsuńOtóż to. Rzeczywiście klimat lat 60 jest na tej płycie wręcz namacalny.
OdpowiedzUsuńNie nazwałbym może tych melodii aż tak pretensjonalnymi, mnie pretensjonalność kojarzy się z czym innym, z większą pompą. Nazwałbym to raczej afrontem w stosunku do utartych schematów muzyki rockowej, popularnej. Myślę też, że współczesny słuchacz w zależności od upodobań znalazłby tu coś dla siebie, zależy od wrażliwości słuchacza. Chociaż w chwili wydania słuchacze nie byli zainteresowani płytą.
Ja uważam ten album za genialny od początku do końca. Po za tym, jeśli ktoś może się u nas zachwycać, dajmy na to Frankiem Zappą, to i The Kinks powinien być w sam raz dla takiej osoby. Rzecz jasna, wszyscy dobrze wiemy, że w przypadku Zappy poszła w świat fama o jego nowatorstwie, wygłupach, niezależności i tym podobnych bzdetach, stąd wiele osób chcąc pokazać jak to 'zna się' na muzyce i słucha rzeczy niekonwencjonalnych stara się ludziom wmówić, że uwielbia twórczość Franka Zappy. Po czym jak im się włączy 'End Of The Season' czy 'Two Sisters' albo 'Death Of A Clown' to następuje konsternacja.
Tak mniej więcej wygląda słuchanie muzyki w Polsce. Brak własnej opinii, sugerowanie się opinią ogółu, pozerstwo, że się słucha czegoś innego, wyszukanego, ale jednocześnie od dawna uznanego.
The Kinks jest w Polsce uznany przez garstkę melomanów i tylko oni wiedzą, jak fantastyczny i nowatorski był to zespół (w latach 60).
Reszta niech się buja z Lou Reedem czy nudnym jak flaki z olejem i według mnie, koszmarnie przewidywalnym Nickiem Cavem. Milion razy bardziej wolę The Kinks.
Akurat tu rozumiem o czym piszesz, bo w ramach słuchanej przeze mnie głównie muzyki hardrockowej i metalowej (która obecnie sama w sobie jest nietiutiu) podobają mi się głównie wykonawcy melodyjni i mało cierpiętniczy, z czystymi głosami,wielogłosowymi refrenami, solówkami i klarowną produkcją, co niestety stawia mnie w totalnej mniejszości. Ale ja to chrzanię.
OdpowiedzUsuńA do Kinksów mam od wieków szacunek - poza oczywiście samymi kompozycjami - za niezłe jaja typu "Lola" czy teledysk "Dead End Street".
Z tą pretensjonalnością właśnie nie chodzi mi o pompę, tylko o kawałki typu "Dedicated Follower Of Fashion" czy "Mr Pleasant", które mają coś w sobie z kabaretu i nie odważyłbym się puścić ich komuś, kto zna tylko "You Really Got Me". Zresztą wspomniani przeze mnie The Moody Blues mają utwory w bardzo podobnej stylistyce, np "Mr Livingston I Presume", które też częściej omijam niż słucham. Ale co kto lubi.
Metalu obecnie nie słucham, ale cenię i oczywiście wiem, że wiele osób patrzy na metal z góry, jakby z wyższością, twierdząc, że to chłam. Oczywiście, ja wiem, że ci sami osobnicy słuchają jeszcze gorszego, modnego w danym momencie chłamu lub właśnie tych starszych wykonawców, których lubić wypada, bo wtedy jesteś 'enetelektualysta'.
OdpowiedzUsuńJa się z tego śmieje, bo to jest nieinwazyjna muzyczka dla niewymagających, a tym biednym ludziom wmawia się, że to jest dopiero granie dla wybrańców.
Metal z lat 80, z okresu New Wave Of British Heavy Metal to kopalnie świetnych grup, częstokroć już zupełnie zapomnianych lub pamiętanych przez prawdziwych zapaleńców.
A to co całe cierpienie, o którym wspominasz, jest na poziomie licealnym, ale ma swoich amatorów i to - o zgrozo - wśród dorosłych.
Moody Blues, jak na razie, znam tylko dwie płyty. Natomiast ja ogólnie lubię te żartobliwe, wodewilowe piosenki jak właśnie 'Mister Pleasant'. A teledysk do 'Dead End Street' jest absolutnie genialny.
Przypomina się przy tej okazji, jak w świat poszła niesprawdzona informacja - potem powielana przez niemal każdego - że pierwszym teledyskiem był 'Bohemian Rhapsody' Queen. Tak właśnie wygląda wiedza o muzyce popularnej w świecie.
Eeee Beatlesi też kręcili teledyski. I Halina Kunicka kręciła, i Mietek Fogg... no dobra, przesadzam. Ale jest mnóstwo obrazków, specjalnie nakręconych do piosenek w latach sześćdziesiątych i wczesnych siedemdziesiątych przez rzeczonych The Moody Blues (są nawet wydane na DVD)czy kawałek Troggs "The Night Of The Long Grass", mroczny i niepokojący, z psychodelicznym obrazkiem, polecam.
OdpowiedzUsuńThe Moody Blues domyślam się, że znasz "Days Of Future Passed" (i nie wiem co jeszcze), a ja uwielbiam "Seventh Sojourn" i "On The Threshold Of A Dream" - polecam. Są dostępne reedycje - bez bonusów,ale porządnie wydane - w stosunkowo niskiej cenie (ok. 30 PLN). Bo są też wersje z dodatkowymi dyskami z nagraniami live i demo, ale moim skromnym zdaniem MB to był zespół studyjny a na koncertach sporo uroku gdzieś ulatywało. I cena ok. 80 PLN średnio zachęca.
Co do słuchania tego, co "wypada" słuchać. Nie dotknęła mnie ta przypadłość nigdy i jeśli mi się przydarzy, upoważniam każdego, żeby mnie kopnął i przywołał do porządku.
Pewnie, że grupa The Beatles kręciła teledyski i zapewne robiono to wcześniej, ale ktoś palnął tę informację o Queen i ludzie powtarzali te bzdury.
OdpowiedzUsuńJa również, na szczęście nigdy nie słuchał muzyki ze względu na presje otoczenia, ale znam sporo takich ludzi. Czasem mam wrażenie, że jest to wręcz nagminne. Nie ty decydujesz o własnym guście, tylko robią to za ciebie inni. Ale takie jednostki i tak są święcie przekonane, że dobór muzyki wynika z ich własnego wyboru, po czym mija moda na danego wykonawce i takie osoby też o nim z miejsca zapominają.
To jest straszne.
Znaczy to mniej więcej tyle, że tak naprawdę człowiekowi takiemu jest obojętne, czego słucha, byle tylko zyskać szeroko pojętą akceptację społeczną. I dla mnie jest to żenada. Ale większość społeczeństwa to dla mnie żenada i to nie dlatego, że uważam się za wszystkowiedzącego geniusza.
OdpowiedzUsuńA dziś właśnie odświeżyłem sobie Kinksów, Troggs i the Hollies (wstawiając ich między inny repertuar, hehe).
Nie trzeba być geniuszem, żeby zauważyć, że coś jest bardzo nie w porządku z naszym społeczeństwem. O ile jestem w stanie zrozumieć młodych ludzi, którzy dopiero poznają życie, o tyle tych starszych, którzy chcą być na czasie tylko po to, aby nie uchodzi za ramoli, już zrozumieć nie jestem w stanie. Dla mnie to pozerstwo.
OdpowiedzUsuńOczywiście my także na pewno jesteśmy poddawani krytyce "stare zgredy słuchające niemodnej muzyki".
Hollies w całości znam tylko jedną płytę 'Butterfly' - bardzo dobra. W stylu jaki uprawiało się wtedy, czyli w 1967-1968 roku. Trochę psychodelii, trochę popowych, delikatnych aranżacji, wpadające w ucho linie melodyczne i zróżnicowane aranżacje...Oczywiście nie tylko takie delikatne płyty wtedy powstawały (bo i mocne też), ale to był jeden ze stylów wtedy bardzo popularnych.
Ja starym zgredem słuchającym niemodnej muzyki jestem od dziecka. Takim dziadkiem z Muppet Show. Ale absolutnie mi to nie przeszkadza a z upływem czasu nauczyłem się to doceniać.
OdpowiedzUsuńCo do Hollies, niedawno kupiłem DVD ze starymi występami, a także Yardbirds. Fajnie, że takie rzeczy wychodzą.
Yardbirds jest (był) genialny! Uwielbiam ten zespół. Nawet wyżej cenię krótką działalność Jimmy Page'a w tej grupie niż jego poczynania pod szyldem Led Zeppelin.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, nie wiedziałem, że się takie DVD ukazało. Człowiek ciągle ma zaległości. I cieszy fakt, że wciąż pojawia się coś takiego na rynku.
Led Zeppelin nie znoszę. Mówię to jako wielbiciel hard rocka. Jako wielbiciel prog rocka z lat 70 nie przepadam też za Pink Floyd. Jakoś tak wyszło :-)
OdpowiedzUsuńA to DVD Yardbirds ma taki wygląd i repertuar:
http://www.tinyurl.pl/?tTfnh2Jo
HA! Nie chciałem tego pisać, ale tak się zabawnie składa, że ja też Led Zeppelin nie cierpię, żeby nie napisać - nienawidzę. A teoretycznie powinna być to muzyka w centrum moich zainteresowań. Nawet miałem im poświęcić jakiś elaborat, ale stwierdziłem, że na razie nie ma to sensu.
OdpowiedzUsuńW każdym razie, uważam Led Zeppelin za bardzo przereklamowany zespół. Jak na taką popularność, to nie nagrywali jakiś wyjątkowych płyt, bardzo dużo tam było przeciętniactwa i lekkiego kiczu. Po za tym chorobliwie wręcz nie trawię głosu Roberta Planta. Uważam, że drugiego takiego pisklaka i wyjca ze świecą szukać. Coś strasznego.
Nie zapomnę rozczarowania jakiego doznałem, gdy kilkanaście lat temu posłuchałem ich płyt.
Właściwie to cenię tylko debiut.
Ogromne dzięki za link! Już wiem, że muszę nabyć to DVD. Aczkolwiek nie rozumiem dlaczego dokleili tam nagrania wspomnianych Led Zeppelin. Podejrzewam, że jest to występ z 1969 roku z Danii (czarno-biały).
No więc ja się nie wypowiadam o LZ, bo już sam się do tego przyzwyczaiłem, że mam niepopularne opinie na różne tematy. Ale skrzeczenie Planta i niechlujna, bałaganiarska gra Page'a plus niemożliwie nudne dla mnie kompozycje powodują, że jestem na nie. A z drugiej strony od jakichś 20 lat uwielbiam Deep Purple i nikt mnie do nich nie zniechęci.
OdpowiedzUsuńBo Page bardzo przeciętnym kompozytorem był. Stworzył może z dwa dobre utwory. Reszta to słabizna. To jest przykład, jak z niczego przy pomocy odpowiedniej promocji i pieniędzy w to włożonych można zrobić coś wielkiego.
OdpowiedzUsuńDeep Purple to według mnie zupełnie inna bajka. Nie mogę uważać się za ich wielkiego fana, ale mam na półce najwcześniejsze płyty (brakuje mi tylko 'Shades Of Deep Purple', 'Concerto For Group And Orchestra' i 'Who Do We Think We Are' - bo do 1973 uważam ich twórczość za tę najwcześniejszą, mimo że działali wtedy do 1976, więc teoretycznie powinienem liczyć do 'Come Taste The Band') i zdecydowanie uważam za dokonania ciekawsze niż Led Zeppelin.
Wiesz, że też się narażasz :-) Ale z drugiej strony zawsze patrzę nie tyle z pozycji zawistnego antyfana, co bardziej martwi mnie, że mnóstwo kasy poszło na robienie legend z jednych, podczas gdy inni - zazwyczaj z braku funduszy - spychani byli w bok.
OdpowiedzUsuńTaką grupą, której jest mi niezmiernie żal, jest progresywna formacja Renaissance (śpiewał w niej początkowo Keith Relf z Yardbirds i jego siostra Jane, ale największą popularność zdobyli z charakterystyczną Annie Haslam). Grupa znana wśród fanów gatunku, ale to tyle. A płyty, moim zdaniem, jak bajka. No, ale oczywiście moje zdanie może być, jak zwykle, odosobnione. Inna sprawa, że jak komuś puszczam Renaissance, to się podoba. A i ja odkrywam na ich albumach co chwila jakieś nowe dźwięki. Żal mi takich artystów.
Renaissance faktycznie był wspaniały. Ale pod względem komercyjnym to się nie wybili. Natomiast nie spotkałem jeszcze osoby, której nie podobałaby się ich muzyka. Chyba każdy, kto zetknął się z ich dorobkiem jest zachwycony. Ale to nie jest granie łatwe, proste.
OdpowiedzUsuńKeith Relf grał potem jeszcze w grupie Armageddon, która nagrała jedną płytę.
A z tym narażaniem...no cóż. Mój blog, to chyba mogę pisać co mi się podoba HAHA. Wiem, że Led Zeppelin ma ogromną rzeszę fanów w Polsce, którzy bezkrytycznie zachwycają się dorobkiem grupy i oczywiście mają do tego pełne prawo. Tak jak ja mam prawo trochę skrytykować zespół, za którym nie przepadam. Jimmy Page na pewno od tego nie zubożeje.
Nie no jasne. A ja na swoim drugim blogu, gdzie rzadko piszę o muzyce, bo głównie jest to miejsce na zdjęcia, nie mieszczące się na "Wczoraj i dziś", celowo postanowiłem faworyzować muzykę niemodną, która mi się podoba - chórki, refreny, solówki itp. Dokładnie z tego samego powodu co Ty - to moje miejsce.
OdpowiedzUsuńDlatego też ostatnio było o reedycji płyty Whitesnake czy o koncertach Accept i Helloween. Raz na miesiąc sobie pozwalam na taki muzyczny akcent.
Pisz, szefie, pisz, fajnie się dowiedzieć o płytach, z których znam może 3% ;-)
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa. Naprawdę. Oczywiście, że będę pisał, ale staram się nie pisać na siłę, tylko jak mam jakiś pomysł. Stąd wiele wpisów jest niedokończonych, a kilkanaście po prostu pustych.
OdpowiedzUsuńW dodatku presja oczekiwań jest paraliżująca ;-)
Ostatnio dopisałem debiut grupy Steamhammer. Okładka była już załączona chyba z dwa lata temu.
Moim zdaniem powinieneś sięgnąć - jest na YouTubie cały album - po płytę Maypole. Istnieje szansa, że Ci przypadnie do gustu, ale trzeba tego posłuchać z dużą uwagą. Chociaż tego nie muszę Ci chyba mówić.
No i przesłuchałem Maypole. Pod linkiem, który mi zarzuciłeś, napisałem także, jak odbieram ten album. Problem z tego typu zespołami jest taki, że ich było multum i trudno to - mi przynajmniej -ogarnąć. Dlatego dobrze, że są pasjonaci, którzy wyłuskują takie cudeńka z baaaardzo przepastnej czeluści końca lat 60 i początku 70. Jak się w tym na co dzień nie siedzi, nie ma szans.
OdpowiedzUsuń