niedziela, 27 marca 2011

JEFF BECK

TRUTH (1968)

Pierwszy solowy album Jeffa Becka, byłego gitarzysty The Yardbirds, uchodzi za dzieło nie tylko bardzo istotne w jego dorobku, ale także za przełomowe dla muzyki rockowej.
Trzeba przyznać, że artysta miał niezłe wyczucie co do doboru współpracowników. Na wokalistę wybrał nieznanego wówczas Roda Stewarta. Basistą został zaś Ronnie Wood. Obydwaj mieli już za sobą wprawdzie doświadczenie sceniczne i nagraniowe, jednak dopiero współpraca z popularnym gitarzystą była dla nich właściwym początkiem czekającej tuż za rogiem kariery. Skład uzupełniał perkusista Micky Waller, który doświadczenie zdobywał współpracując z takimi artystami jak Long John Baldry, Brian Auger czy John Mayall.

Tak więc przygotowany w tej konfiguracji album 'Truth' uważa się dzisiaj za jedno z pierwszych dokonań zwiastujących estetykę hard rocka oraz za w pełni ukształtowaną wypowiedź na niwie muzyki rockowej. Niemal każda zawarta tutaj piosenka rozsadzana była od środka pełnymi inwencji partami gitary lidera kwartetu oraz miażdżącą wręcz sekcją rytmiczną. Trzeba sobie także jasno powiedzieć - to jest muzyka zespołowa, gdzie każdy ma możliwość zabłysnąć.





1. Shapes Of Things
2. Let Me Love You
3. Morning Dew
4. You Shook Me
5. Ol' Man River
6. Greensleeves
7. Rock My Plimsoul
8. Beck's Bolero
9. Blues Deluxe
10. I Ain't Superstitious


Skład


Jeff Beck — Guitars
Rod Stewart — Vocals
Ronnie Wood — Bass Guitars
Micky Waller — Drums


Większość z kompozycji za podstawę miała oczywiście bluesową lub w mniejszym stopniu folkową klasykę, żeby wymienić 'Morning Dew' grany niemal przez wszystkich ówczesnych wykonawców. Ponad to zespół zaprezentował ciężką interpretację 'You Shook Me' oraz nie mniej udaną - rewelacyjna sekcja rytmiczna - wersję 'I Ain't Superstitious' - oba utwory pochodzące oczywiście z repertuaru Willie Dixona.
Drugie z tych nagrań zachwyca instrumentalnym finałem, w którym Jeff Beck prezentuje całą paletę brzmień uzyskanych z pomocą efektu wah-wah. Swoje umiejętności prezentuje także doskonały Micky Waller - perkusista o wyraźnie jazzowych inklinacjach.

Kompozycje własne, rzecz jasna, również nawiązywały do estetyki bluesa, wykonywane były wszakże w sposób zdecydowanie rockowy. Warto tutaj wymienić pochodzący z repertuaru The Yardbirds 'Shapes Of Things' - tutaj w wersji znacznie żywszej względem oryginału i o zdecydowanie hard-rockowej intensywności. Piosenka zostaje zaburzona przez nagłe przyśpieszenie w instrumentalnej, środkowej części. Nie mniejsze wrażenie robi podpisany przez Jeffa Becka i Roda Stewarta 'Let Me Love You' - tutaj mamy do czynienia z czymś na wzór dialogu między wokalistą i gitarzystą.

Spokojniejszy charakter nosiła stara pieśń 'Ol' Man River' skomponowana przez Jerome Kerna - autorem słów był Oscar Hammerstein - do musicalu 'Show Boat' pochodzącego z 1927 roku. W wersji The Jeff Beck Group ozdobiona dźwiękami timpani oraz organów Hammonda, na których grał późniejszy basista Led Zeppelin - John Paul Jones. Ogromne wrażenie robił przejmujący, ekspresyjny śpiew Roda Stewarta.
'Greensleeves' to instrumentalna, zagrana na gitarze klasycznej kompozycja pochodząca z XVI wieku, skomponowana ponoć przez Henryka VIII.




Najbardziej znanym, wręcz epkowym fragmentem 'Truth' pozostanie chyba jednak instrumentalna, w środkowej części hałaśliwa i nabierająca hard-rockowego zgiełku, trawestacja 'Boléro' Maurica Ravela, 'Beck's Bolero'.
Co ciekawe - autorem kompozycji był Jimmy Page, który zagrał tutaj na gitarze rytmicznej. Ponad to w nagraniu udział wzięli - John Paul Jones na gitarze basowej oraz Keith Moon na perkusji. Na pianinie zagrał zaś Nicky Hopkins.
Tak po prawdzie, to te wszystkie partie pianina są jak dla mnie najmniej potrzebnym elementem płyty. Czasami wręcz sprawiają wrażenie upchniętych tutaj na siłę.
Warto wspomnieć, że w 1974 roku fragment 'Beck's Bolero' zacytowała grupa Budgie w nagraniu 'Living On Your Own' pochodzącym z płyty 'In For The Kill'.

Wielu może zapewne pomyśleć, że słaba to płyta, na której swoje umiejętności wokalne prezentuje Rod Stewart, kojarzący się przecież z zupełnie innym ciężarem gatunkowym muzyki popularnej. Jak wiadomo, po rozstaniu z The Jeff Beck Group, słynny szkocki wokalista przez kolejne lata swojej kariery będzie konsekwentnie dążył do jak największych sukcesów komercyjnych, częstokroć na porażająco niskim poziomie. Proszę mi jednak zaufać - w 1968 roku był to inny człowiek. Po za tym wtedy obowiązywały zupełnie odmienne standardy.


5 komentarzy:

  1. Nie znam tej płyty i może kiedyś przyjdziemy ją poznać, choć tyle jest muzyki na świecie, że chyba muszę zaopatrzyć się w eliksir nieśmiertelności, żeby poznać wszystko co chcę i jeszcze w dodatku odpowiednio posmakować, bo jak już coś się człowiekowi spodoba, to jednorazowy odsłuch nie wystarcza. W każdym razie znam, oczywiście, jedną piosenkę w wersji Yardbirds. A co do Roda Stewarta – nie on jeden taką drogę świadomie obrał. Przykładowo rzucę takim Gordonem Haskellem, który śpiewał wprawdzie na płytach King Crimson, ale sam przyznał, że obca to mu twórczość, i przerzucił się na uprawiany do dziś szansonizm a la Rychu Rynkowski. I mu z tym dobrze a ja nie muszę tego słuchać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, masz rację.
    Ja na temat Roda Stewarta wspomniałem, bo wiem jaki mają stosunek do niego ludzie. W dodatku w ostatnim czasie nagrał kilkuczęściowy zestaw klasycznych amerykańskich piosenek i zapewne wielu niezorientowanym jawi się jako jakiś szansonista.
    Ale trzeba pamiętać, że jego wczesne solowe płyty obok albumów Faces, to była jeszcze inna bajka.
    Koniecznie muszę posłuchać jego trzech - czterech pierwszych solowych płyt.

    OdpowiedzUsuń
  3. Eeep, zauważyłem że miało być u mnie "przyjdzie mi ją poznać".

    W każdym razie także mam podejrzenia, że dla wielu szczawików, którzy muzykę chłoną z netu i sami jej nie szukają, Rod Stewart to abstrakcyjny wykonawca bez przeszłości.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też bym chciał znać wiele rzeczy, ale wiem, że i za 100 lat ich nie poznam. Po za tym nie ma człowieka, który znałby wszystko. Z jednej strony chcę się skupić na starym rocku, z drugiej zaś dobrze byłoby zrobić sobie czasem odskocznię od takiego grania na rzecz - klasyki, jazzu, folku czy wielu innych muzycznych gatunków.
    Inna sprawa, że psychika człowieka nie od razu absorbuje pewne rzeczy i często dopiero po jakimś czasie dostrzegamy urodę danej muzyki.
    Ale jak słusznie zauważyłeś - trzeba by żyć z 1000 lat.

    OdpowiedzUsuń
  5. A z Jeffem Beckiem taka ciekawostka. Jako jeden z wielu zaczął w latach 90-tych flirtować z elektroniką. Wielu ich, starych wykonawców, poległo w zderzeniu z nowoczesnością (Chris Rea czy ś.p. Gary Moore), ale płyta Jeffa Becka "Who Else!" może nie tyle mi się podobała, co jakoś łatwiej mi było ją znieść w zalewie innych "rewolucyjnych" dokonań różnych artystów.

    OdpowiedzUsuń