wtorek, 17 marca 2009

HUMAN BEAST

VOLUME ONE 1970

Swój jedyny album to szkockie trio nagrało w ciągu dwunastu godzin dla wytwórni Decca.

W tamtych czasach Decca to była jedna z największych wytwórni, prawdziwy potentat na rynku muzycznym. To dla nich nagrywała grupa Rolling Stones. Pod koniec dekady Decca, próbując nadążyć za przemianami, podpisywała kontrakty z kim się dało, jednocześnie nie dbając zupełnie o promocję czy opiekę artystyczną nad swoimi wykonawcami. W rezultacie niemal każdy zespół, który nagrywał dla tej wielkiej wytwórni, z góry skazany był na porażkę - klinicznym przykładem jest początkujący wówczas zespół Genesis.

Nie inaczej było z Human Beast. Niedoświadczeni muzycy, dla których nagrywanie płyty było zupełnie nowym wyzwaniem, nie dość, że dostali tak mało czasu na nagrania, to jeszcze musieli walczyć z przydzielonym im przez Decca producentem. Ray Horrics produkował wówczas muzykę z Eurowizji oraz trochę wcześniej kilka płyt folkowego gitarzysty Davy Grahama. Tak więc, jak wynika ze wspomnień lidera Human Beast, Gilliesa Buchana, producent próbował raczej złagodzić brzmienie heavy-rockowego tria, co na całe szczęście mu się nie udało, chociaż zespół zgodnie dzisiaj twierdzi, że nagrany materiał bardzo ich rozczarował.

Bez odpowiedniego wsparcia i zainteresowania ze strony publiczności, niedługo potem Human Beast zawiesił działalność. Możliwe, że grupie młodych muzyków po nagraniu płyty również zabrakło zapału, ale faktem jest, że tak spaprać sprawę tylko Decca potrafiła. Z drugiej strony, dobrze, że w ogóle wydawali te wszystkie kapitalne tytuły nawet w minimalnym nakładzie, dzięki temu do dzisiaj pozostało świadectwo działalności tych interesujących wykonawców, a kolejne pokolenia mogą zapoznawać się z tymi albumami za sprawą reedycji.





1. Mystic Man
2. Appearance Is Everything, Style Is A Way Of Living
3. Brush With The Midnight Butterfly
4. Maybe Someday
5. Reality Presented As An Alternative
6. Naked Breakfast
7. Circle Of The Night


Muzyka schowana za intrygującą okładką ma w sobie coś turpistycznego, zimnego. Prawdopodobnie tylko niechlujstwu producenta płyty, jak na ironię, zawdzięczamy, że całość roztacza przed słuchaczem posępną atmosferę. Wszystko tu jest bardzo naturalne, proste, nieco toporne, nie będzie chyba błędne twierdzenie, że wspomniany Ray Horrics nie wykrzesał z zaproponowanych przez zespół interesujących kompozycji wszystkiego, co się dało. Chyba tylko talentom i zapałowi młodych muzyków zawdzięczamy, że nagrania charakteryzują się nieszablonową atmosferą i dobrym wykonaniem. Mnie kompozycje z 'Volume One' nasuwają skojarzenia z obrazem piekła jako miejscem przepełnionym zimną, martwą pustką.

Mała dygresja. Jaka szkoda, że płyta trwa ledwie 34 minuty. Chociaż jest to również zaleta starych płyt. Na winylu umieszczano tyle muzyki, ile był w stanie pomieścić czarny krążek, teraz zespoły pakują na CD po 50-70 minut materiału i jeśli choćby minutę z tego daje się słuchać, to jest już wielkie osiągnięcie.

Wracając do tematu.
We wszystkich utworach słychać echa wygasłego już rocka psychodelicznego podanego jednak w sposób znacznie ostrzejszy i brudniejszy, pozornie tylko bałaganiarski, niezgrabny, nieokiełznany. Jeśli jednak przysłuchać się muzyce uważnie, to okazuje się, że opracowana została w sposób bardzo precyzyjny, przemyślany. Grupa bez wątpienia wypracowała swój styl, swoje indywidualne podejście do kompozycji. Tak więc muzykę Human Beast można chyba określić jako własny wariant nowego heavy-rocka.

Dominują tutaj kombinowane, bardzo ciekawie pomyślane tematy z wyeksponowaną gitarą z efektem wah-wah oraz wyrazistymi partiami gitary basowej. Zwraca uwagę sekcja rytmiczna wybijająca natarczywe rytmy.
Czasem trio dochodzi do brzmień, jakie wiele lat później będą domeną grup grających metal.





Skład


Gillies Buchan - Guitar, Vocals
Edward Jones - Bass Guitar, Vocals
John Ramsey - Drums


Nie będę opisywał poszczególnych kompozycji, wszystkie są udane, ale mnie do gustu przypadły zwłaszcza dwa ostatnie nagrania.

Instrumentalny 'Naked Breakfast' to przykład budowania napięcia w muzyce. Na początku mamy więc zagrany w szybkim tempie główny temat, który jednak nagle zwalnia, a muzyka staje się spokojniejsza. Sekcja rytmiczna powoli usuwa się w cień, natomiast na plan pierwszy wysuwa się gitara solo. Grane przez gitarę dźwięki narastają aż do chwili, gdy dołączają pozostali dwaj muzycy. Bardzo lubię ten moment.
Pozwolę sobie na skojarzenie - gdy tego słucham, przed oczami mam zapadający zmierzch - sine niebo z domieszką płonącego słońca, które znika za chmurami.

Zamykający płytę 'Circle Of The Night' to kolejne udane nagranie, zawierające majestatyczną melodię wykonaną w pełny niepokoju sposób, zwłaszcza w refrenie, gdzie gitara mocno wybijając akordy, akcentuje śpiewany natchnionym głosem motyw. Proszę także zwrócić uwagę na przesterowaną, brzęczącą w tle gitarę basową.
Ponoć wykonując tę piosenkę Gillies Buchan po całodniowej sesji miał już mocno zmęczony głos. Jeśli tak, to wcale tego nie słychać, wręcz przeciwnie, gitarzysta śpiewa tutaj jak nawiedzony, co tylko potęguje efekt niesamowitości.
Autorem tekstu tej kompozycji był zaprzyjaźniony z grupą - i również nagrywający dla Decca - David McNiven - lider Bread Love and Dreams. Wersję 'Circle Of The Night' w interpretacji tej folk-rockowej grupy można znaleźć na płycie 'Amaryllis'.

Oczywiście ten wybitny album przepadł na rynku i zespół szybko zakończył swój żywot. W chwili gdy płyta się ukazała, sprzedawała się bardzo marnie i dzisiaj jest ogromnym rarytasem. Za oryginalne brytyjskie tłoczenie w stanie idealnym trzeba zapłacić nawet około 1000 funtów. Natomiast równie rzadkie tłoczenie niemieckie osiąga na Ebayu cenę 300-400 Euro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz