poniedziałek, 2 marca 2009

PUSSY

PUSSY PLAYS 1969

Płyta 'Tommy' ma dla mnie nie tylko znaczenie ze względów muzycznych, otworzyła mi oczy na wiele niuansów, z których nie zdawałem sobie sprawy. Dzięki The Who nastąpił pewien istotny punkt zwrotny w podejściu do poznawania tego co nieznane. Myślę także, że wiele innych zdarzeń przyczyniło się do tego, że zdecydowałem się na rekonesans po muzycznych terytoriach, o istnieniu których dotychczas nie wiedziałem.

O ile mnie pamięć nie myli, wcześniej raczej nie przejawiałem chęci poznawania nieznanych wykonawców działających w latach sześćdziesiątych. Po prostu nie było tematu. Może tkwiło to we mnie od zawsze, ale zostało rozbudzone dopiero tamtego pamiętnego dnia. Do tego momentu wystarczali mi wykonawcy, których kojarzył każdy, jak Pink Floyd, King Crimson, Genesis czy Yes.

Nie chcę się specjalnie uzewnętrzniać, więc dodam tylko, że od tamtej pory przeszedłem sporą przemianę w postrzeganiu rockowej muzyki.

Wiem jedno, psychodelicznego rocka odkryłem dla siebie już w połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy to całkiem przypadkiem usłyszałem piosenkę 'Arnold Layne' grupy Pink Floyd. Poczułem, że to coś w sam raz dla mnie. Jednak na spenetrowanie zakamarków tego gatunku musiałem poczekać jeszcze prawie dziesięć lat. Wśród niezwykłych nabytków, na jakie trafiłem, znalazła się płyta grupy Pussy - Pussy Plays.





1. Come Back June
2. All Of My Life
3. We Built The Sun
4. Comets
5. Tragedy In F Minor
6. The Open Ground
7. Everybody's Song
8. G.E.A.B.


Płyta została wydana w 1969 roku przez malutką wytwórnię Morgan Blue Town i prawdopodobnie to sprawiło, że LP przepadł na rynku. Dzisiaj album uznawany jest za jedno z najważniejszych dokonań brytyjskiego psychodelicznego rocka, noszące już wyraźne cechy nowego progresywnego rocka. Muzyka od początku do końca jest porywająca, pomysłowo opracowana, a przy tym - co w tamtych czasach stanowiło normę - melodyjna.

W kompozycjach zawartych na 'Pussy Plays' dominuje posępny nastrój, zwłaszcza za sprawą rozpływających się dźwięków organów Hammonda. Gitara zaś raz gra delikatnie, tajemniczo, innym razem dynamicznie, niemal złowrogo.

Otwierający płytę przebojowy 'Come Back June' to prosta, dynamiczna piosenka, ale nasycona niepokojącym pierwiastkiem. Dodatkowo zespół udatnie operuje grupowymi partiami wokalnymi, czym przydaje niektórym kompozycjom dodatkowego blasku.
Ważną rolę odgrywa także fortepian, który ton nadaje w niemal żałobnym, instrumentalnym, zagranym w wolnym tempie 'Tragedy In F Minor' ozdobionym dźwiękami gitary klasycznej, która równolegle prowadzi drugą melodię.

Zbudowany na bazie brzmienia organów i gitary 'We Built The Sun' uwodzi słuchacza złowieszczą aurą wytwarzaną za sprawą pogrywających w tle kotłów perkusji oraz lekko odrealnionych grupowych partii wokalnych. W czerpiącym z muzyki awangardowej 'Comets' mamy do czynienia ze spreparowanymi, zniekształconymi dźwiękami na tle żywiołowego, niemal hard rockowego, instrumentalnego podkładu.

W kilku momentach słychać pewne echa muzyki klasycznej, całość zaś nawet przez moment nie traci rockowej werwy.

Zwieńczeniem płyty jest trzecia instrumentalna kompozycja 'G.E.A.B.'. Kolejna porcja dialogu gitary zniekształconej przy pomocy wah-wah i organów Hammonda wspartych przez pojawiające się okazjonalnie mocne akordy fortepianu. We wstępie wprowadzono partię fletu poprzecznego.

Moja ulubiona piosenka to 'The Open Ground', utrzymana w duchu najwcześniejszego Soft Machine - z Kevinem Ayersem w składzie - i Pink Floyd z Sydem Barrettem. Deklamowana poważnym głosem zwrotka na tle swobodnych dźwięków gitary z wah-wah i dynamiczny, chwytliwy, zaśpiewany natchnionym głosem refren oraz krótkie wejścia ostrej gitary. Proste, ale doskonale pomyślane i zagrane.

Pussy - Pussy Plays zachwyca mozaiką przeróżnych pomysłów. Niestety zespół nigdy więcej już nic nie nagrał.

Dodam jeszcze, że inżynierem dźwięku na płycie grupy Pussy był niejaki Mike Bobak, którego nieliczni mogą kojarzyć z płyty Bobak Jones Malone - Motherlight, również wydanej przez Morgan Blue Town. Z tego co się orientuję towarzystwo było związane z innym zapomnianym zespołem - Red Dirt.

Natomiast Will Malone, który prawdopodobnie miał swój udział w powstawaniu płyty Pussy, wcześniej związany był z grupą The Orange Bicycle, wymienionym okładce 'Pussy Plays', a także nagrał solową płytę 'Will Malone'. Natomiast prawdziwy moment chwały nastał dla niego w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, kiedy to został producentem i aranżerem takich grup jak Simple Minds, Massive Attack oraz The Verve i przede wszystkim, co zapewniło mu chyba największą popularność wśród bardziej rockowo zorientowanej publiczności, debiutu Iron Maiden.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz