FAIRPORT CONVENTION 1968
Jednym z istotniejszych elementów, który wpłynął na moją potrzebę poznawania nieznanego rocka, była książka Jacka Leśniewskiego 'Brytyjski Rock w latach 1961 - 1979'.
Uważam, że 'Brytyjski Rock' to ewenement na naszym rynku wydawniczym, ewenement na niwie literatury dotyczącej rocka wydawanej w Polsce. Nikt wcześniej nie napisał czegoś tak interesującego. Szkoda, że tak rzadko, a właściwie wcale, podobne publikacje pojawiają się na półkach księgarń w Polsce.
Przyznam też, że trochę liczyłem, że ów przewodnik będzie jak kamyk, który poruszy lawinę i może w końcu takich tytułów pojawi się więcej. Niestety, nic takiego się nie wydarzyło. Jest to jeszcze jeden dowód, że klasyczny rock nie cieszy się u nas wielką popularnością. Nie ma zapotrzebowania na tego typu rzeczy. Dziwne o tyle, że specjalistów i wszystko wiedzących osobników u nas nie brakuje.
Ale to akurat jest temat na osobne rozważania.
Co jest bardzo ważne w przewodniku Jacka Leśniewskiego to fakt, że można bliżej zaznajomić się z wykonawcami, o których albo nie wie się zupełnie nic, albo wie bardzo niewiele. To właśnie dzięki tej książce przyjrzałem się bliżej pewnej grupie, która okazała się być jednym z moich największych odkryć ostatnich lat.
Jestem niemal pewien, że już wcześniej zetknąłem się z samą nazwą zespołu, nie pamiętam, jakie odczucia u mnie wywołała. Najpewniej pomyślałem, że to jeszcze jedna grupa ze Wschodniego Wybrzeża.
Nazwa Fairport Convention faktycznie kojarzy się z amerykańską sceną muzyczną, jednak, jak się okazało, to zespół z Wielkiej Brytanii, w dodatku jest to grupa bardzo popularna w rodzinnym kraju. Ich pierwsze płyty - zwłaszcza trzy albumy z 1969 roku - miały wielki wpływ na rozwój rocka w Wielkiej Brytanii. Jak na młody wiek muzyków, grupa prezentowała bardzo wysoki poziom, zaś rozwój muzyczny następował w szybkim tempie, czego dowodem aż pięć płyt nagranych w ciągu dwóch lat, które ukształtowały gatunek.
Na debiutanckiej płycie sekstet pozostawał jeszcze pod wpływem grup ze Stanów Zjednoczonych, takich jak Jefferson Airplane, dopiero poszukując własnego stylu
Pierwszy singiel 'If I Had A Ribbon Bow' nieodparcie kojarzy się - w dużej mierze ze względu na głos wokalistki - z muzyką wodewilową. Dostojny nastrój, ale też lekkość i wdzięk. Całość ozdobiono dźwiękami wibrafonu, a w środkowej części pojawił się zupełnie kontrastowy, lekko odrealniony motyw.
1. Time Will Show the Wiser
2. I Don't Know Where I Stand
3. If (Stomp)
4. Decameron
5. Jack O'Diamonds
6. Portfolio
7. Chelsea Morning
8. Sun Shade
9. The Lobster
10. It's Alright Ma, It's Only Witchcraft
11. One Sure Thing
12. M1 Breakdown
Na płycie znalazło się kilka interpretacji kompozycji innych artystów, jednak zespół miał talent do wydobywania z tych piosenek wszystkiego, co najlepsze, czyniąc takie nagrania jak 'I Don't Know Where I Stand' czy 'Chelsea Morning' - obydwa autorstwa Joni Mitchell - formą indywidualnej wypowiedzi. Podobny charakter nosiły kompozycje własne, dowodzące talentu twórczego i wykonawczego.
Uważam również, że pierwsza wokalistka, Judy Dyble, wykonała tutaj kawał świetnej roboty i zaprezentowała się od jak najlepszej strony. Chociaż, jeśli idzie o śpiew, to osobą pierwszoplanową na tej płycie był, obdarzony ciepłym, delikatnym głosem, Ian Matthews. Nieco odmienne oblicze ukazał zaś w piosenkach 'Time Will Show The Wiser' i 'Jack O'Diamonds'. Zwłaszcza w drugiej z nich, autorstwa Boba Dylana - chociaż możliwe, że wywiedzionej z tradycyjnej folkowej kompozycji - zaśpiewał bardziej zadziornie.
Do wersji CD dołączono cztery bonusy.
Własną wersję 'Suzanne' Leonarda Cohena - zaśpiewaną wyłącznie przez Iana Matthewsa. Prawdopodobnie utwór zarejestrowano po odejściu Judy Dyble, a przed dołączeniem do zespołu Sandy Denny, oraz singlowy 'If I Had A Ribbon Bow'. Swoją drogą, gdzie się podziała strona B tego singla, czyli If (Stomp) - inna wersja tej piosenki pojawiła się na debiucie.
Natomiast dwa ostatnie utwory zostały nagrane podczas występu w francuskiej telewizji (brakuje tylko 'Time Will Show The Wiser') w kwietniu 1968 roku. Przyznam, że wersja 'Morning Glory' Tima Buckleya w interpretacji Fairport Convention, z cudownym, przejmującym wokalem Ian Matthewsa, zawsze przyprawia mnie o gęsią skórkę.
Z kolei 'Reno Nevada' Richarda Farina ukazuje nam grupę w wersji, jaka wkrótce poszła w odstawkę, jako skłonną do dynamicznych, rockowych, rozbudowanych gitarowych improwizacji. Na innych dokonaniach Fairport Convention nie słyszałem już takiego wymiatania na gitarach panów Richarda Thompsona i Simona Nicola.
Dodam jeszcze, że producentem płyty, oraz kolejnych czterech albumów, był Joe Boyd. Prawdopodobnie bez obecności tego zasłużonego producenta, Fairport Convention nie osiągnęli by aż takiego poziomu, a ich płyty nie brzmiały by tak wyjątkowo.
Chwała mu za to.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
bardzo ciekawie piszesz o muzyce, chce się czytać i słuchać! :D
OdpowiedzUsuń