poniedziałek, 23 maja 2011

FLAT EARTH SOCIETY

WALEECO (1968)

Prędzej wieloryb przejdzie przez ucho igielne niźli sklecę jakiś nowy tekst. Łatwiej słuchać muzyki niż później o niej pisać. Dlatego spróbuję choć odrobinę wziąć się w garść.

Ten kompletnie zapomniany przez czas i ludzi zespół nagrał tylko ten jeden album.

Rzadko to robię, ale opis Flat Earth Society 'Waleeco' poprzedzę krótkim wstępem dotyczącym okoliczności ukazania się płyty.
Z tekstu zawartego w książeczce dołączonej do kompaktowej edycji tego tytułu wynika, że powstanie płyty było rezultatem akcji promocyjnej przeprowadzonej przez firmę produkującą batoniki Waleeco. Otóż F. B. Washburn Candy Company zatrudniła zespół w celu stworzenia tak zwanego jingla oraz płyty długogrającej, którą klienci mogliby otrzymać za cenę jednego dolara i pięćdziesięciu centów oraz sześciu opakowań po batonikach, które należało wysłać wraz z kuponem dołączanym do produktów Waleeco.

Brzmi zabawnie? Bez wątpienia jednak w tak niecodziennych okolicznościach powstała wspaniała i pełnowartościowa muzyka. Było to bowiem dokonanie nie gorsze niż dokonania z ówczesnej czołówki. Może nie do końca oryginalne, ale zagrane profesjonalnie przez zdolnych choć niedoświadczonych muzyków. Ponad to całość zarejestrowano w dosyć przeciętnym - należącym do małej wytwórni Fleetwood, która album wydała - studiu i w dodatku w niespełna tydzień. Niewiele więc było czasu na ogranie materiału, zespół zaś nie posiadał doświadczenia w pracy studyjnej.
Był to zatem typowy obrazek dla tamtych czasów. Należy więc tylko pogratulować firmie F. B. Washburn Candy Company pomysłu i dobrego wyboru, ponieważ powstało dokonanie nad wyraz udane.

Tak na marginesie - myślę sobie, że gdyby cała ta heca miała miejsce dzisiaj, to powstałby jakiś koszmarny gniot.





1. Feelin' Much Better
2. Midnight Hour
3. I'm So Happy
4. When You're There
5. Four And Twenty Miles
6. Prelude For The Town Monk
7. Shadows
8. Dark Street Downtown
9. Portrait in Grey
10. In My Window
11. Satori


Jak przyznają we wspomnieniach muzycy, którzy przed laty współtworzyli Flat Earth Society, zespół był pod dużym wpływem twórczości Jefferson Airplane i te inspiracje słychać wyraźnie w trzech piosenkach. 'Feelin' Much Better', 'Four And Twenty Miles' oraz 'In My Window' - wszystkie te kompozycje pomimo rozwiązań aranżacyjnych zaczerpniętych od popularnej grupy, zachwycają młodzieńczą werwą, ciekawymi melodiami i charakterystycznym dla formacji z Zachodniego Wybrzeża klimatem.
Przy dość oszczędnych aranżacjach i stosunkowo jednorodnym repertuarze Flat Earth Society potrafili wytworzyć niecodzienny nastrój w swoich utworach.

Przykładem chociażby jedyna na 'Waleeco' przeróbka, czyli atmosferyczna interpretacja soulowej piosenki 'In The Midnight Hour' Wilsona Picketta i Steve Croppera - na okładce opisana jako 'Midnight Hour'. Ta zupełnie odmienna od oryginału wersja należy do najczęściej przeze mnie słuchanych nagrań zamieszczonych na tej płycie. Powolny, leniwy rytm. Senne, grupowe partie wokalne. Niby nic niezwykłego, ale nigdy nie mogę się nacieszyć tym wykonaniem.

Na repertuar albumu ponad to składały się kompozycje takie jak pogodna wodewilowa stylizacja 'I'm So Happy'. Nawiązująca do dokonań duetu Simon And Garfunkel piosenka 'When You're There'.
Także w 'Prelude For The Town Monk' było dostrzegalne zafascynowanie kwintetu folk-rockiem. Ponownie była to prosta piosenka zaaranżowana z pomocą fortepianu i gitary elektrycznej, gdzie rytm nadawały uderzenia w obręcz werbla, ale zagrana z wielkim uczuciem.

Dla odmiany 'Shadows' posiadał bardziej chropowaty, surowy charakter. Piosenka wzbogacona została falującym brzmieniem organów, dzięki czemu piosenka zyskała oniryczną oprawę. Do tego wyrazisty rytm gitary basowej i perkusji plus delikatnie przetworzony - tak przynajmniej podejrzewam - śpiew. Czego więcej chcieć?

Duże wrażenie robi 'Dark Street Downtown' zaśpiewany z akompaniamentem fortepianu grającego w minorowej, bardzo posępnej tonacji. W drugim planie pobrzmiewało dyskretne organowe tło.
Wieńczący LP 'Satori' był quasi awangardową instrumentalną kompozycją opartą na efektach studyjnych, czyli puszczonej w odwrotnym kierunku i ze zmienioną prędkością taśmie. Całość natomiast wzbogacono brzmieniem sitaru.

Tak więc, jest to jeszcze jeden, dawno zapomniany klejnot w koronie rodzącego się wówczas rocka i trudno uwierzyć, że taki materiał zarejestrowali ludzie tak młodzi. Zawsze bowiem, gdy słucham tych wszystkich starych formacji, tworzonych przecież głównie przez nastolatków lub osoby niewiele ponad dwudziestoletnie, nie mogę się nadziwić, jak dojrzale wykonywana była ta muzyka. Zachwyca lekkość z jaką grano na wszelkiej maści instrumentach, wyobraźnia, świadomość, co chce się grać i co chce się osiągnąć. Niekłamany podziw budzą umiejętności instrumentalne. Interpretacje wokalne sprawiają wrażenie jakby pochodziły z gardła doświadczonego wokalisty, a nie młodzieńca, który dopiero co przechodził mutację głosu.

Na koniec muszę dopisać, że ilustracja na okładce nieodparcie kojarzy mi się ze sławetnym drzeworytem autorstwa francuskiego astronoma, Camille Flammariona, zdobiącym jego dzieło 'L'atmosphere - Météorologie Populaire'.

4 komentarze:

  1. Co do okładki - spojrzałem i pomyślałem "Tadeusz Baranowski". A potem uzmysłowiłem sobie, że rycina Camille Flammariona została przezeń wykorzystana w Profesorku Nerwosolku, więc skojarzenie bardzo podobne.

    Muzyki oczywiście nie znam, bo niby skąd, ale oczywiście że dziś powstałaby w takich okolicznościach sztuka przez duże Gie. Przypomniała mi się też sytuacja, w której znalazła się formacja The Moody Blues, nagrywając "Days Of Future Passed". Miał być Dvorak do testowania sprzętu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Porównanie z Tadeuszem Baranowskim jest kapitalne :-) Za każdym razem, gdy widzę tę rycinę mam przed oczami Profesorka Nerwosolka i jego współtowarzyszy podróży, jak spuszczają się po linie, a młodzieniec w rogu obrazu mówi 'Znowu turyści' czy jakoś tak to było :-D

    A z The Moody Blues, to jak to było? Coś ze sprzętem stereo, chodziło o wypróbowanie nagrywania stereofonicznego, tak? Bo już nie pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, miała być płyta testerska do sklepów a oni mieli nagrać na współcześnie Dvoraka. Skończyło się na tym, że dzięki zręcznej manipulacji nagrali własny materiał a płyta z innych niż techniczne względów przeszła do historii.

    Komiksy Baranowskiego mam do dziś. Te zajechane wymieniłem na świeższe egzemplarze :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. I truly love your blog.. Pleasant colors & theme. Did you build this amazing site yourself?
    Please reply back as I’m wanting to create my own personal website and would like to find
    out where you got this from or what the theme
    is called. Appreciate it! payday loans
    Also see my web site > payday loans

    OdpowiedzUsuń