czwartek, 24 czerwca 2010

MAQUINA

WHY? (1970)

 

1. I Believe
2. Why?
3. Let Me Be Born


Cóż za cudowny materiał. Utwór tytułowy jest tak długi, że stanowiąc centralny punkt programu, podzielony na dwie części wypełnia połowę płyty. Chociaż dwa krótsze utwory wcale nie są jedynie dodatkiem. Nie to jest jednak ważne. Istotne jest to, że muzyka, która płynie z głośników nie nudzi nawet przez moment. Po za tym stylistycznie jest to wycieczka w stronę rocka rodem z Anglii roku 1967. Gdy słyszę kompozycję 'Why?', od razu mam przed oczami kluby Londynu w rodzaju UFO czy Middle Earth i oczywiście te wszystkie rozpływające się na ścianach światła niczym chemiczne mikstury. Prawdziwy raj.

Rzecz jasna, ktoś może powiedzieć, że jak na 1970 rok to jest to muzyka kompletnie nie na czasie. Być może w jakimś stopniu będzie miał rację. Jednak nie można zapomnieć, że Maquina pochodziła z Hiszpanii, wówczas ten kraj jedną nogą był jeszcze w poprzedniej dekadzie. 'Why?' był być może jednym z pierwszych prawdziwie rockowych dokonań powstałych w tym kraju. Tak więc znając życie, fani progresywnego rocka będą raczej zawiedzeni, natomiast miłośnicy psychodelicznych brzmień mogą poczuć się pozytywnie zaskoczeni.

Nie chcę też powiedzieć, że na debiutanckiej płycie grupy nie ma elementów ambitnej odmiany rocka. Można się ich dopatrzeć, tylko że nie jest to jeszcze ten rodzaj muzyki, jaki zaproponowała chociażby grupa Pan Y Regaliz.

Jednocześnie obie formacje nawet w niewielkim stopniu nie wprowadziły do swoich kompozycji elementów muzyki hiszpańskiej, za to pełnymi garściami czerpały ze skarbnicy brytyjskiego rocka. Ale może się mylę i te moje wywody są błędne?

Co do Maquiny - na płycie dominują instrumentalne improwizacje. Album otwiera przepiękny 'I Believe'. Podstawą tej kompozycji jest jazzowa partia fortepianu wygrywająca proste akordy. Można niemal przyjąć, że razem z ciekawie grającą perkusją, fortepian nadaje rytm muzyce. Całość zaś obudowano doskonałą improwizacją przesterowanej gitary. Pojawia się także subtelna partia organów Hammonda.

'Why?' to długie swobodne improwizacje, niemal wyrastające z tradycji takich nagrań jak 'Interstellar Overdrive' Pink Floyd, tylko podane w nieco bardziej jazzowej otoczce. Ale chyba inaczej być nie mogło w tym przypadku, gdyż można przyjąć, że 'Why?' nosi cechy kompozycji aleatorycznej. Chociaż ponoć improwizacja i aleatoryzm mogą się wykluczać. Nieistotne. Wszystkie instrumenty pełnią role równorzędne. Organy Hammonda i czarująca świetnym zastosowaniem efektu wah-wah gitara oraz po prostu fantastyczna sekcja rytmiczna. Przyznam, że perkusistę Maquina miała rewelacyjnego. Operujący mocnym uderzeniem Joan Maria Vilaseca nadaje tej muzyce dynamikę i przestrzeń, ale też niezbędną swobodę. Ponad to całość zachwyca żywym, plastycznym brzmieniem.

Druga część to już istna kanonada. Rewelacyjne pojedynki zniekształconych brzmień organów Hammonda z gitarą elektryczną. Muzyka zaś płynie sobie niczym obłok niesiony przez wiatr. Bardzo trudno to wszystko ogarnąć. Jeszcze trudniej opisać. Dla mnie jednak to autentyczna bomba. Na marginesie - gdy słuchałem 'Why?' po raz pierwszy, myślałem że partia wokalna na początku i końcu nagrania wykonywana jest przez kobietę. Ale okazuje się, że to jednak męski głos.

Osobną kwestię stanowi okładka płyty. Ktoś kto wymyślił croissanta z wbitym w niego zegarkiem kieszonkowym musiał mieć wyobraźnię godną najwybitniejszych artystów. Kocham te dawne okładki płyt. Te artystyczne, prowokacyjne kompozycje pozbawione uładzonego charakteru dzisiejszych ilustracji. To były takie politycznie niepoprawne koncepcje i raczej pod względem komercyjnym niezbyt pomagające płycie. Za to efekt artystyczny był zniewalający. Niemal osobne dzieło mogące spokojnie funkcjonować bez muzyki, którą niejako firmowało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz