poniedziałek, 14 grudnia 2009

WRITING ON THE WALL

THE POWER OF THE PICTS (1969)

Ponad rok zabierałem się do opisania płyty Writing On The Wall. Nie żebym przez ten czas doznał olśnienia i dojrzał coś, czego być może nikt wcześniej nie dostrzegł, ale jak pisać to od serca, nie na siłę.

Przede wszystkim jedno się rzuca w oczy słuchając 'The Power Of The Picts', zespół proponował rozwiązania, jakie dopiero kilka miesięcy później można było usłyszeć na płycie 'In Rock' grupy Deep Purple.
Przykład? Wystarczy posłuchać finału rozbudowanej kompozycji 'Aries' - spiętrzające się, agresywne, grane z dużą dynamiką dźwięki organów Hammonda i śpiew Linnie Patersona, zabrakło tylko charakterystycznego dla Iana Gillana krzyku i wypisz wymaluj mamy końcową część 'Child In Time' słynnego kwintetu. Nie jest to chyba bez znaczenia, bowiem 'In Rock', a w szczególności znajdujący się tam 'Child In Time' uważany jest za jeden z kamieni milowych muzyki rockowej.

Niczego też nie zamierzam odbierać płycie Deep Purple, gdyż sam bardzo cenię ten tytuł, ale przykład ten pokazuje, że wiele ciekawych idei rodziło się wówczas na muzycznym poboczu, na muzycznych obrzeżach.

Co do zawartości płyty Writing On The Wall - zespół zaproponował swój wariant ciężkiego rocka, dokładając cegiełkę do, wówczas rodzącego się, gatunku. Pierwszy na CD utwór 'Bogeyman' rozpoczyna się w sposób zaskakujący - od ludowej przyśpiewki z akompaniamentem akordeonu. Ten sielski nastrój zostaje nagle zaburzony przez wejście zespołu, mocny rytm wspomagany jest przez klawinet, natomiast kulminacją każdej zwrotki jest krzyk wokalisty.

Druga kompozycja we wstępie cytuje 'Mars' Gustava Holsta z suity 'The Planets', ale potem następuje zwolnienie toku narracji i kwintet proponuje własną kompozycję z niepokojącą deklamacją wokalisty z tłem muzycznym, które zaburzane jest dynamicznymi wejściami zespołu.

Mógłbym długo pisać takie truizmy, ale nie ma to najmniejszego sensu, dlatego postaram się podać tylko esencję.
W niezbyt złożonych kompozycjach dominują brzmienia organów Hammonda, ostre i na swój sposób finezyjne partie gitary elektrycznej oraz ciężka i dość ruchliwa sekcja rytmiczna. Utalentowani muzycy czynią proste pod względem konstrukcji utwory interesującymi, dzięki czemu nawet przez chwilę nie nużą, za to zachwycają i intrygują posępną atmosferą, a także dużą intensywnością wykonania.
Osobną kwestię stanowi głos Linnie Patersona, bez wątpienia zainspirowanego przez Arthura Browna. Nawet w spokojniejszych fragmentach jego interpretacje wokalne są pełne pasji, a Linnie Paterson nie oszczędza gardła. Bardzo lubię jego pełne grozy wrzaski i pokrzykiwania.





1. Bogeyman
2. Shadow Of Man
3. Taskers Successor
4. Hill Of Dreams
5. Virginia Water
6. It Came On A Sunday
7. Mrs. Coopers Pie
8. Ladybird
9. Aries


Skład


Linnie Paterson - Vocals
Willy Finlayson - Guitar
Jake Scott - Bass Guitar
Jimmy Hush - Drums
Bill Scott - Hammond Organ, Piano, Clavinet


Gdybym miał wskazać swoje ulubione nagrania z tej równej i spójnej płyty wskazałbym porywający 'It Came On A Sunday' - świetny utwór z prostą i melodyjną linią basu obudowaną partiami gitary i wypełniającymi tło organami Hammonda. Zwraca uwagę instrumentalne interludium, w którym wspomniane dwa instrumenty prowadzą ze sobą rodzaj dialogu.

Natomiast najciekawsze nagranie stanowi wspomniany już 'Aries' będące interpretacją nagrania amerykańskiej grupy The Zodiac z płyty 'Cosmic Sounds'. W wersji Writing On The Wall piosenka została nie tylko rozbudowana względem oryginału, ale także zyskała bardziej nerwowy, niepokojący charakter.
Grupie udało się osiągnąć taki efekt dzięki melorecytacjom wokalisty oraz instrumentalnym tematom, z potężnymi tonami organów Hammonda w roli głównej, stanowiącymi rodzaj spoiwa dla poszczególnych wątków. Grający na organach Bill Scott dodawał muzyce niespotykanej wręcz ekspresji. Dla odmiany w środkowej części na plan pierwszy wysuwa się gitara elektryczna proponując swobodną improwizację na tle równie stonowanej sekcji rytmicznej, było to preludium do ekstatycznego finału z zatrwożonym, bliskim krzyku głosem wokalisty oraz ponownie dominującymi nad całością dźwiękami organów Hammonda.

Wiem, że to wszystko wygląda banalnie na monitorze, ale jest to jeden z ciekawszych utworów, z jakimi miałem możliwość zetknąć się, robiącym duże wrażenie.





Album, który powstał w nie najlepszym studiu i zapewne bez wielkiego budżetu, mimo pewnych niedociągnięć realizatorskich, charakterystycznych dla produkcji z rockowego podziemia tamtych czasów, ma w sobie coś fascynującego, porywającego, ekscytującego.

"The Power Of The Picts' tak jak album grupy Arcadium 'Breathe Awhile' ukazał w się w listopadzie 1969 wydany przez tę samą wytwórnię, czyli Middle Earth.

Na moim wydaniu wytwórni Repertoire Records nie wiedzieć czemu przestawiono kolejność nagrań. Tak więc cztery pierwsze nagrania wylądowały na końcu, zaś pięć kolejnych z drugiej strony oryginalnego LP przesunięto na początek. Muszę nawet przyznać, że ma to sens. Trochę dziwi bowiem oryginalny układ tych kompozycji, gdzie pierwszą stronę LP wieńczy 'Aries', natomiast na drugiej stronie nie ma już TAK mocnego punktu kulminacyjnego.
Dzięki zabiegowi niemieckiej wytwórni album zyskał na dramaturgii ponieważ CD otwiera idealny wręcz na początek 'Bogeyman', a potem napięcie rośnie.
Rzecz jasna, to tylko moje odczucia, zapewne wynikłe z przyzwyczajenia do edycji kompaktowej tego dokonania.

Aha. Jeszcze tradycyjnie na koniec dodam, że do wydania kompaktowego dorzucono dwa nagrania pochodzące z singla 'Child On A Crossing - Lucifer Corpus'. Intrygująca jest szczególnie druga z tych kompozycji. Bez wątpienia jednak, tak jak w przypadku singla grupy Arcadium, tak i w tym przypadku, te dwie piosenki mogłyby śmiało znaleźć się na płycie długogrającej, są doskonałym dopełnieniem 'The Power Of The Picts'.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz