sobota, 30 stycznia 2010

ANTRAKT

Tym razem nie będzie opisu kolejnej płyty.

Przeglądam swoje wpisy i widzę masę słów, określeń, które się powtarzają. Ale to wynika z niewiedzy i pewnego narzuconego sobie stylu pisania. Jak już wspominałem - kiepski ze mnie znawca terminów muzycznych. Dwa - obiecałem sobie, że nie będę używał nowomowy. Nie będzie żadnych znaczków, charakterystycznych dla internetowego sposobu wypowiedzi. Teraz trzeba swoje internetowe dowcipy konkludować nawiasami i dwukropkami. Tak by czytający traktował je z należytym przymrużeniem oka. Bo normalnie pomyślałby, że ma do czynienia z czymś bardzo serio.

Zauważyłem, że pewne słowa dominują u mnie niepodzielnie. Nic na to nie poradzę. Czasem szukam jakiś określeń na ukazanie moich odczuć w związku z daną płytą czy piosenką, ale polonista też raczej ze mnie niespecjalny.
Ale się staram.

Jak czytam inne blogi (częstokroć bardzo interesujące) to przeraża mnie brak interpunkcji, błędy ortograficzne. Chociaż tyczy się to właściwie większości stron w internecie. Nie tylko dotyczących muzyki. Każdy może pisać, więc każdy pisze. A to, że poziom jest porażająco niski, to już osobna kwestia. Niestety nikt nie jest w stanie nad tym zapanować. Internet to nie wydawnictwo literackie i brakuje odpowiedniej redakcji wrzucanego tutaj tekstu.
O warstwie wizualnej lepiej nie wspominać.

Zima za oknem. Raz nastraja do słuchania muzyki, czasem jednak zniechęca.
Zniechęcają mnie czasem opinie dotyczące tego, co aktualnie dzieje się w muzycznym świecie. Czytam prasę i nie mogę wprost uwierzyć, że ludzie zachwycają się tym całym chłamem, który nas zalewa. Dziennikarze starają się wmówić biednym ludziom, że oto mamy przed sobą, w zasięgu ręki dzieła wspaniałe, osobowości muzyczne. Mnie to przeraża. Myślę wtedy, że może to ze mną jest coś nie tak. Ale chyba nie. Słuchałem ostatnio wychwalanej pod niebiosa P.J. Harvey. Ciekawe. Ale jednak kompletnie pozbawione oryginalności. A może źle, że jestem na 'nie' z dzisiejszym pseudo rockiem? Może nie powinienem patrzeć na datę wydania płyt? Może działa siła sugestii, że jak coś jest stare, to jest lepsze, a jak coś jest nowe to nie może być wystarczająco dobre?
Ale bądźmy uczciwi - to funkcjonuje również w drugą stronę.

Może wśród dzisiejszych artystów nie brak wynalazków albo rzeczy interesujących? Kto wie. Ja jednak jakoś ich nigdzie nie słyszę.

Mnie brakuje ogólnego klimatu. Tej otoczki, którą miała muzyka w latach 60.
Nie było mowy o żadnym przesłaniu. O pisaniu tekstów zaangażowanych. Walki z otaczającą nas rzeczywistością. Wykonawcy śpiewali głównie o sprawach błahych, oderwanych od rzeczywistości. Teksty nawiązywały do poetyki bluesa, by w końcu dekady stać się bardziej surrealistyczne. Liczyła się muzyka. I na pewno dawno temu zatracono te cechy.
Więcej jest teraz robienia ludziom wody z mózgu niż uczciwego grania. Przykład? Grupa U2, która, jak dla mnie, nigdy nie miała nic ciekawego do zaproponowania, a jednak ich muzyka wzbudza ogromny zachwyt. Czy może coś przegapiłem? Nie jestem wystarczająco wrażliwy na piękno dokonań Irlandczyków? A może to ludziom łatwo coś wmówić, by wbrew sobie zaczęli dostrzegać rzeczy, których tak na prawdę nie ma.

Dlaczego od wielu już lat wmawia się słuchaczom, że mają do czynienia z rockiem? Wystarczy, że w zespole jest gitara i perkusja i już to jest rockowe granie. Kotleciarski Lady Pank to dla nas rockowy zespół. Dla mnie to remiza. To samo tyczy się kilku innych zespołów z naszego podwórka.

Wychwala się jakieś nudne jak falki z olejem grupy typu Łąki Łan czy Mitch & Mitch (nie wiem czy dobrze napisałem nazwy), a które kompletnie nie mają nic do zaoferowania. Ich muzyka jest sztywna i wykalkulowana. Brakuje w niej autentycznego szaleństwa. Bo to, że panowie przebierają się za owady czy występują w samych majtkach, uważam za działanie komercyjne, mające na celu wzbudzić zachwyt mniej wyrobionych, naiwnych młodych ludzi, którzy takie akcje chwytają najlepiej. Przecież tak najłatwiej przyciągnąć uwagę. Tylko to całe wariactwo ma mocno wypracowany, przemyślany charakter. To nie jest spontaniczne działanie. Natomiast sama muzyka raczej nie grzeszy pomysłowością.

A osobną kwestią jest nawałnica gatunków, które się teraz pojawiają. Rany, nie na moją głowę. A przecież i tak to wszystko to ta sama czerstwa (przeważnie elektroniczna) muzyczka.
Nie rozumiem komu może się podobać śpiewająca dla emerytów Maria Peszek lub synowie Wojciecha Waglewskiego. Całe to towarzystwo zasypywane jest masą komplementów, więc można pomyśleć, że mamy do czynienia z muzycznymi geniuszami.
Tymczasem klasyczny stary rock traktowany jest jak coś miłego, sympatycznego, ale bez znaczenia. Nie dorastającego do pięt współczesnym dokonaniom. Dostrzegana jest tylko epoka dzieci-kwiatów i takie tam, najmniej istotne drobiazgi. Za siódmy cud świata uważa się wtórny punk rock, który w pewnym momencie stał się muzyczną karykaturą.

Nie wiem czy słusznie robię, że się tym wszystkim tak przejmuję. Po prostu chyba muzyka popularna dawno już wyczerpała swoje zasoby. Straciła swój autentyzm. Swoją świeżość. Teraz jest jak w kostnicy.

2 komentarze:

  1. Otoczka lat 60 i 70 we współczesnej muzyce? Posłuchaj, jeśli nie znasz, i to koniecznie: Radio Moscow, The Brew i Tame Impala - nowe spojrzenie na dawne granie a jak wyjęte z tamtych lat, zwłaszcza te dwie pierwsze, zresztą w The Brew jest genialny gitarzysta (zaledwie dwudziestodwuletni) Jason Barwick. Polecam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za wiadomość. Tych pierwszych dwóch zespołów nie kojarzę, a Tame Impala słyszałem kilka nagrań, miałem nawet w planach kupno ich płyty, ale jak na razie jeszcze tego nie zrobiłem. Ogółem jest kilka (czy nawet więcej) zespołów, które nawiązują do brzmień starego rocka (np. Big Elf) i pewno można znaleźć coś interesującego w ich muzyce. Natomiast trochę zraziłem się do wychwalanego Sun Dial. Niby wszystko w porządku, ale poszczególne nagrania są za długie, przegadane.

    OdpowiedzUsuń