Muzyka jest jak nałóg. Od kilku lat nie byłem na wczasach, nigdzie
nie wyjeżdżałem, bo oznaczałoby to rozłąkę z muzyką na wiele dni. Nie
wyobrażam sobie dnia bez muzyki. Rzecz jasna zdarza mi się nie słuchać
niczego nawet przez dłuższy czas, ale jednak zawsze wiem, że gdyby co,
to mam płyty na wyciągnięcie ręki.
Maypole to jest jedną z największych niespodzianek ostatnich lat, z jaką się zetknąłem.
Znam ten album już od blisko dwóch lat, pamiętam, że przypadł mi do gustu
przy pierwszym przesłuchaniu. Nie pamiętam jedynie, co mnie w nim
zainteresowało, wiem tylko, że co jakiś czas wracałem do tego tytułu.
Większe zainteresowanie nastąpiło dużo później.
Nagle dostrzegłem wszystkie niuanse tej gitarowej płyty. Jakbym trafił
na swój ideał. Na coś, czego poszukiwałem od bardzo dawna i w końcu
znalazłem to tutaj, na tej okraszonej niepozorną okładką płycie.
Gitarowych albumów powstało tysiące, cóż więc czyni to dokonanie innym niż wszystkie?
Maypole potrafili zasymilować pełne rockowej ruchliwości motywy z
tematami lirycznymi. Nieco patosu połączyć z młodzieńczą werwą, jednak
nad każdym dźwiękiem unosiła się odrobina melancholii.
Muzyka zachwyca eterycznym brzmieniem i ciekawymi harmoniami. Wystarczy
posłuchać współpracy dwóch gitar, które operują charakterystycznymi
progresjami akordowymi - tak się to chyba nazywa - oraz przestrzennej
gry sekcji rytmicznej. Bardzo dobry jest również zadziorny, młodzieńczy
śpiew wokalisty.
1. Glance At The Past
2. Show Me The Way
3. Henry Stared
4. Changes Places
5. Under A Wave
6. Look At Me
7. Johnny
8. Comeback
9. You Were
10. In The Beginning
11. Dozy World
12. Stand Alone
Bonus
1. Who Was She
2. All In The Past
Skład
Dennis Tobell - Lead Guitar And Vocals
Steve Mace - Guitar And Vocals
Paul Welsh - Drums And Vocals
Kenny Ross - Percussion And Vocals
John Nickel - Bass Guitar And Vocals
Sesja nagraniowa trwała ledwie trzy dni, podczas których grupa
zarejestrowała wszystkie kompozycje na żywo. Teoretycznie nic niezwykłego, wtedy
przecież tak nagrywano. Podziw zaś budzi, jak klarownie to
wszystko brzmi.
Jak opisać ten LP?
Przede wszystkim muszę wspomnieć, że trzy pierwsze nagrania układają się
w całość. Dwie kolejne kompozycje również tworzą dłuższą formę. Odwołując się do
wspomnień lidera zespołu Demiana Bella (Dennis Tobell), obie suity zostały
nagrane za jednym podejściem. Reszta płyty to już osobne utwory, ale i
tak układające się w spójną, przemyślaną całość.
Niemal każdy utwór na tej płycie zaskakuje pod względem kompozytorskim.
Nie ma dostrzegam tu słabszych nagrań, może tylko cztery ostatnie
piosenki nie są już tak efektowne, chociaż zamykający płytę, pełen zadumy 'Stand
Alone' - rodzaj kołysanki - ze względu na swój dramatyzm,
stanowi niejako esencję albumu.
Zespół czaruje pięknymi, natchnionymi melodiami, pomimo prostych aranżacji grupie
udało się uzyskać całą paletę barw i odcieni.
Moją uwagę jak zwykle przykuwa sekcja rytmiczna, przede wszystkim gra
perkusisty, finezyjnie wypełniająca plan dźwiękowy. Soczysta i momentami posiadająca ten zwiewny jazzowy koloryt. Nawet te
bardziej heavy-rockowe fragmenty jak 'Look At Me' czy 'Johnny'
przepełnione są sporą dozą liryzmu. Drugi z tych utworów stworzony
został na bazie ostrego gitarowego motywu, a także wypełniających plan solowych partii drugiego gitarzysty.
Dwa najdłuższe utwory 'Henry Stared' i 'Stand Alone' mimo, że zbudowane
na bazie dwóch czy trzech wątków melodycznych, zachwycają
kunsztem wykonawczym, doskonałym dopełnianiem się dwóch
gitar oraz zmiennością rytmów i przekonywującymi
interpretacjami wokalnymi. Kenny Ross śpiewa z dużym zaangażowaniem, niemal
każdy wers jest inny - raz wykrzyczany z desperacją, za chwilę pełen
goryczy. Warto dodać, że w kilku utworach wokalistę wspomagają
delikatne chórki, dodając aranżacjom refleksyjnej aury.
Dla mnie centralnym punktem płyty już na zawsze pozostanie 'Come Back'.
Balladową zwrotkę skontrastowano z bardziej żywiołowym, ekspresyjnym
refrenem. Niczym leitmotiv powracał gitarowy temat sprawiający wrażenie
rozpływającego się czy może lekko rozstrojonego. To jest ta sama liga,
co powstały dokładnie w tym samym roku na debiutanckiej płycie Wishbone
Ash 'Errors Of My Way'. Brakuje tylko typowych dla brytyjskiego kwartetu gitarowych linii melodycznych granych unisono.
Być może obok płyty zespołu Felt jest to jedno z ostatnich ciekawszych dokonań
klasycznego amerykańskiego rocka. Trudno uwierzyć, że tuż za rogiem
czaiła się dominacja muzyki disco i całego tego stadionowego kiczu.
Niestety z oryginalnego składu pozostali już tylko obaj gitarzyści, pozostała trójka muzyków zmarła na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat.
Do wydania CD dołączono dwa nagrania zarejestrowane jeszcze przed
powstaniem Maypole. Obie piosenki były dziełem innego składu i
pochodziły z innej bajki. Bardziej chropawe, bardziej żywiołowe -
zwłaszcza optymistyczny, przebojowy 'Who Was She'. Może nie tak
dopracowane pod względem harmonicznym, ale słucha się ich świetnie.
Muszę przyznać, że powolny 'All In The Past' naprawdę robi wrażenie.
Jeszcze tak na sam koniec - na oryginalnym LP wprowadzono małe
zamieszanie. Otóż opis nagrań na okładce nie odpowiada opisowi na
nalepkach. Na okładce przez omyłkę pozamieniano kolejność
niektórych kompozycji. Oryginalny winyl miał bodaj trzy różne wersje
nalepek. Baśniową notkę na tyle okładki napisał perkusista Paul Welsh.
wtorek, 23 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz