wtorek, 23 marca 2010

MAYPOLE 1970

Muzyka jest jak nałóg. Od kilku lat nie byłem na wczasach, nigdzie nie wyjeżdżałem, bo oznaczałoby to rozłąkę z muzyką na wiele dni. Nie wyobrażam sobie dnia bez muzyki. Rzecz jasna zdarza mi się nie słuchać niczego nawet przez dłuższy czas, ale jednak zawsze wiem, że gdyby co, to mam płyty na wyciągnięcie ręki.

Maypole to jest jedną z największych niespodzianek ostatnich lat, z jaką się zetknąłem.

Znam ten album już od blisko dwóch lat, pamiętam, że przypadł mi do gustu przy pierwszym przesłuchaniu. Nie pamiętam jedynie, co mnie w nim zainteresowało, wiem tylko, że co jakiś czas wracałem do tego tytułu. Większe zainteresowanie nastąpiło dużo później.
Nagle dostrzegłem wszystkie niuanse tej gitarowej płyty. Jakbym trafił na swój ideał. Na coś, czego poszukiwałem od bardzo dawna i w końcu znalazłem to tutaj, na tej okraszonej niepozorną okładką płycie.

Gitarowych albumów powstało tysiące, cóż więc czyni to dokonanie innym niż wszystkie?
Maypole potrafili zasymilować pełne rockowej ruchliwości motywy z tematami lirycznymi. Nieco patosu połączyć z młodzieńczą werwą, jednak nad każdym dźwiękiem unosiła się odrobina melancholii.
Muzyka zachwyca eterycznym brzmieniem i ciekawymi harmoniami. Wystarczy posłuchać współpracy dwóch gitar, które operują charakterystycznymi progresjami akordowymi - tak się to chyba nazywa - oraz przestrzennej gry sekcji rytmicznej. Bardzo dobry jest również zadziorny, młodzieńczy śpiew wokalisty.





1. Glance At The Past
2. Show Me The Way
3. Henry Stared
4. Changes Places
5. Under A Wave
6. Look At Me
7. Johnny
8. Comeback
9. You Were
10. In The Beginning
11. Dozy World
12. Stand Alone

Bonus

1. Who Was She
2. All In The Past


Skład


Dennis Tobell - Lead Guitar And Vocals
Steve Mace - Guitar And Vocals
Paul Welsh - Drums And Vocals
Kenny Ross - Percussion And Vocals
John Nickel - Bass Guitar And Vocals


Sesja nagraniowa trwała ledwie trzy dni, podczas których grupa zarejestrowała wszystkie kompozycje na żywo. Teoretycznie nic niezwykłego, wtedy przecież tak nagrywano. Podziw zaś budzi, jak klarownie to wszystko brzmi.

Jak opisać ten LP?
Przede wszystkim muszę wspomnieć, że trzy pierwsze nagrania układają się w całość. Dwie kolejne kompozycje również tworzą dłuższą formę. Odwołując się do wspomnień lidera zespołu Demiana Bella (Dennis Tobell), obie suity zostały nagrane za jednym podejściem. Reszta płyty to już osobne utwory, ale i tak układające się w spójną, przemyślaną całość.

Niemal każdy utwór na tej płycie zaskakuje pod względem kompozytorskim. Nie ma dostrzegam tu słabszych nagrań, może tylko cztery ostatnie piosenki nie są już tak efektowne, chociaż zamykający płytę, pełen zadumy 'Stand Alone' - rodzaj kołysanki - ze względu na swój dramatyzm, stanowi niejako esencję albumu.

Zespół czaruje pięknymi, natchnionymi melodiami, pomimo prostych aranżacji grupie udało się uzyskać całą paletę barw i odcieni.

Moją uwagę jak zwykle przykuwa sekcja rytmiczna, przede wszystkim gra perkusisty, finezyjnie wypełniająca plan dźwiękowy. Soczysta i momentami posiadająca ten zwiewny jazzowy koloryt. Nawet te bardziej heavy-rockowe fragmenty jak 'Look At Me' czy 'Johnny' przepełnione są sporą dozą liryzmu. Drugi z tych utworów stworzony został na bazie ostrego gitarowego motywu, a także wypełniających plan solowych partii drugiego gitarzysty.

Dwa najdłuższe utwory 'Henry Stared' i 'Stand Alone' mimo, że zbudowane na bazie dwóch czy trzech wątków melodycznych, zachwycają kunsztem wykonawczym, doskonałym dopełnianiem się dwóch gitar oraz zmiennością rytmów i przekonywującymi interpretacjami wokalnymi. Kenny Ross śpiewa z dużym zaangażowaniem, niemal każdy wers jest inny - raz wykrzyczany z desperacją, za chwilę pełen goryczy. Warto dodać, że w kilku utworach wokalistę wspomagają delikatne chórki, dodając aranżacjom refleksyjnej aury.

Dla mnie centralnym punktem płyty już na zawsze pozostanie 'Come Back'. Balladową zwrotkę  skontrastowano z bardziej żywiołowym, ekspresyjnym refrenem. Niczym leitmotiv powracał gitarowy temat sprawiający wrażenie rozpływającego się czy może lekko rozstrojonego. To jest ta sama liga, co powstały dokładnie w tym samym roku na debiutanckiej płycie Wishbone Ash 'Errors Of My Way'. Brakuje tylko typowych dla brytyjskiego kwartetu gitarowych linii melodycznych granych unisono.





Być może obok płyty zespołu Felt jest to jedno z ostatnich ciekawszych dokonań klasycznego amerykańskiego rocka. Trudno uwierzyć, że tuż za rogiem czaiła się dominacja muzyki disco i całego tego stadionowego kiczu.
Niestety z oryginalnego składu pozostali już tylko obaj gitarzyści, pozostała trójka muzyków zmarła na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat.

Do wydania CD dołączono dwa nagrania zarejestrowane jeszcze przed powstaniem Maypole. Obie piosenki były dziełem innego składu i pochodziły z innej bajki. Bardziej chropawe, bardziej żywiołowe - zwłaszcza optymistyczny, przebojowy 'Who Was She'. Może nie tak dopracowane pod względem harmonicznym, ale słucha się ich świetnie. Muszę przyznać, że powolny 'All In The Past' naprawdę robi wrażenie.

Jeszcze tak na sam koniec - na oryginalnym LP wprowadzono małe zamieszanie. Otóż opis nagrań na okładce nie odpowiada opisowi na nalepkach. Na okładce przez omyłkę pozamieniano kolejność niektórych kompozycji. Oryginalny winyl miał bodaj trzy różne wersje nalepek. Baśniową notkę na tyle okładki napisał perkusista Paul Welsh.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz