sobota, 27 marca 2010

DAVID BOWIE (1969)




1. Space Oddity
2. Unwashed And Somewhat Slightly Dazed
3. Don't Sit Down
4. Letter To Hermione
5. Cygnet Committee
6. Janine
7. An Occasional Dream
8. Wild Eyed Boy From Freecloud
9. God Knows I'm Good
10. Memory Of A Free Festival


Pamiętam jak dziś moment, w którym świadomie zacząłem interesować się starym rockiem. Moment, w którym przykuł on moją uwagę. Pamiętam również, jak nieodparta chęć poszerzania wiedzy na jego temat sprawiła, że sięgnąłem po dokonania Davida Bowie, było nie było postaci ważnej w historii gatunku.

Można krytykować muzyka za zbyt częste wolty stylistyczne, niekoniecznie mające charakter artystyczny, częściej zaś posiadające walor komercyjny, ale też przyznać trzeba, że David Bowie posiadał talent i dużą osobowość. O ile jednak na przestrzeni lat większość jego płyt stała mi się obojętna, to drugi w dyskografii LP zatytułowany po prostu 'David Bowie' - czyli identycznie jak debiut - nadal bardzo sobie cenię, teraz nawet bardziej niż kiedyś.
Warto dodać, że album od dawna dostępny jest na rynku pod tytułem 'Space Oddity' wziętym od najpopularniejszej na płycie kompozycji, która w 1969 roku zapewniła Davidowi Bowie chwilową popularność. Na prawdziwy sukces komercyjny musiał jeszcze kilka lat poczekać.

Co do drugiej płyty.
Wspomniany 'Space Oddity' to piosenka zbudowana na bazie brzmienia gitary akustycznej, zachwyca kosmiczną aurą, co jest w dużej mierze zasługą ciekawej aranżacji, w której wprowadzono instrumenty takie jak flet poprzeczny, czy melotron. To wszystko podbudowane tajemniczymi dźwiękami instrumentu zwanego stylofon. Natomiast prosty, nieco marszowy rytm perkusji nadaje całości zdecydowanie rockowy charakter.

Istotną cechą płyty jest jej akustyczne brzmienie, to delikatna muzyka.
Uwagę przykuwały trzy dłuższe kompozycje. Wyjątkowo ciężki i dynamiczny 'Unwashed And Somewhat Slightly Dazed', energetyczny, przestrzenny blues-rock w stylu Led Zeppelin. Rzecz godna podziwu.
Ponadto - rozbudowany 'Cygnet Committee' ze świetną, dramatyczną końcówką oraz leniwie się snujący 'Memory Of A Free Festival', gdzie w drugiej części autorowi towarzyszy skandujący chór - do złudzenia przypomina to finał 'Hey Jude' The Beatles.
Pozostałe nagrania to właśnie stonowane akustyczne piosenki. Mnie najbardziej uwiodły 'Letter To Hermione' oraz 'An Occasional Dream'. Z kolei 'Wild Eyed Boy From Freecloud' wykonany została z udziałem orkiestry.




Żeby ułatwić orientację i nie rozpisywać się nadto - cała muzyka zagrana jest na styku folk-rocka z delikatnymi wpływami bardziej ambitnej odmiany rocka. Następna - chyba najlepsza - płyta 'The Man Who Sold The World' była zdecydowanie mocniejsza i świadczyła o fascynacji artysty rodzącym się wówczas ciężkim rockiem.

Jaka jest pozycja Davida Bowie w naszym kraju? Trudno odpowiedzieć. Pamiętam, że jakieś 15 lat temu pierwszy koncert artysty w Polsce został odwołany ponieważ, jeśli się nie mylę, nie było zbyt dużego zainteresowania ze strony publiczności. Mój stosunek do muzyka jest zaś raczej ambiwalentny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz