poniedziałek, 22 marca 2010

TWENTIETH CENTURY ZOO

THUNDER ON A CLEAR DAY 1968

Nie jestem entuzjastą dodawania do wydań kompaktowych dużej ilości bonusowych nagrań. Jeszcze pół biedy, gdy wydawnictwo traktuje przeróżne rarytasy jedynie jako uzupełnienie podstawowej płyty, czyli umieszczając takowe na końcu głównego albumu. Natomiast jeśli jakiś pomysłowy jegomość wykombinuje, aby wszelkie dodatki wszczepiać w ustaloną dawno temu tkankę płyty, to jest to już dla mnie całkowita dewastacja dzieła i takich CD unikam niczym ognia.

Dlatego aż sam się sobie dziwię, że jednym z wyjątków - właściwie chyba to jedynym - jest kompaktowe wznowienie płyty amerykańskiej grupy Twentieth Century Zoo 'Thunder On A Clear Day'. Wytwórnia Sundazed Music zaproponowała bowiem, aby bonusy umieścić przed i po materiale podstawowym, czyli cztery nagrania z singli na początku i pięć utworów na końcu.

Jakimś dziwnym trafem w ogóle mi to nie przeszkadza. Powiem więcej - wręcz już sobie nie wyobrażam innego początku płyty niż rewelacyjny 'You Don't Remember' rozpoczynający się ostro sprzężoną i przesterowaną gitarą. Po za tym jest to znakomity przykład, jak powinna brzmieć garażowa piosenka podana w ewidentnie psychodelicznej otoczce. 'You Don't Remember' to wzorzec muzyki tego typu - ostro, z pasją oraz zadziornie i przede wszystkim do bólu melodyjnie.
Warto dodać, że na CD piosenka występuje dwukrotnie, oprócz wersji singlowej, także w zmienionej i trochę łagodniejszej aranżacji umieszczonej na płycie długogrającej, za to z uwypuklonymi brzmieniami organów Hammonda. Wiele razy pisałem już na temat mojego stosunku do organów Hammonda, więc chyba nie ma sensu się powtarzać, że bardzo cenię rozpływające się dźwięki tego instrumentu.

Muszę też nadmienić, że tak jak w przypadku kilku dalszych kompozycji Twentieth Century Zoo, tak i tutaj wyczuwalne jest zauroczenie grupy twórczością zespołów The Doors, czy The Rolling Stones.
Kolejnym dodatkiem był folkowy 'Clean Old Man'. Autentycznie piękna, pełna zadumy akustyczna kompozycja wzbogacona partami sekcji instrumentów smyczkowych, jakże odmienna od reszty repertuaru.

Dwa następne nagrania to już gitarowy dynamit. We wstępie 'Love In Your Face' pojawia się niespodziewany, potężny, niemal dewastacyjny gitarowy akord, który doskonale zwiastuje z czym przyjdzie się zmierzyć słuchaczom. Jaka szkoda, że tak krótkie były te singlowe utwory. Tak samo jak w przypadku 'You Don't Remember' również 'Love In Your Face' w zmienionej wersji pojawił się na 'Thunder On A Clear Day', tylko tym razem poprzedzony naturalistycznym efektem tłuczonego szkła w miejsce gitary elektrycznej. Natomiast 'Tossin' And Turnin' to pod względem melodycznym właściwie rhythm and blues, ale ciężej zagrany i z dużym ładunkiem energii.




 

Bonus

1. You Don't Remember (Singel Version)
2. Clean Old Man
3. Love In Your Face (Singel Version)
4. Tossin' And Turnin'

Thunder On A Clear Day

1. Quiet Before The Storm
2. Rainbow
3. Bullfrog
4. Love In Your Face
5. You Don't Remember
6. It's All In My Head
7. Blues With A Feeling

Bonus

1. Only Thing That's Wrong
2. Stallion Of Fate
3. Country
4. Hall Of The Mountain King
5. Enchanted Park


Pierwszy utwór na LP rozpoczyna 'Quiet Before The Storm'. Za wstęp posłużył tutaj efekt puszczonej w przeciwnym kierunku taśmy. Ten, stopniowo nabierający dynamiki, utwór czarował natchnionym, momentami nieco mistycznym nastrojem tworzonym za sprawą wiodących prym delikatnych partii organów Hammonda oraz cudownych, krystalicznych dźwięków gitary elektrycznej, które na moment stają się hałaśliwe, wręcz jazgotliwe, po czym wszystko powraca do pierwotnego stanu wyciszenia. Ta piosenka to majstersztyk.

Za to 'Rainbow' był powrotem na mocniejszą ścieżkę, czyli mnóstwo świetnych gitarowych partii i zdecydowany, mocny rytm. Doskonała kompozycja.
Z kolei w 'Bullfrog' grupa ukazuje swoje inne oblicze, poznajemy kwintet nie tylko jako miłośników ostrzejszych brzmień, ale przede wszystkim jako pasjonatów improwizacji. Otrzymujemy tutaj kilka minut mocno osadzonego w bluesowej tradycji grania.

Te tendencje jeszcze wyraźniej słyszalne są w dwóch ostatnich na LP kompozycjach - 'It's All In My Head' i przede wszystkim w klasycznym bluesie 'Blues With A Feeling'.
Pierwsze nagranie przykuwa uwagę dzięki niemiłosiernie wręcz przesterowanej gitarze. Natomiast nieśpiesznie zgrany i najdłuższy na płycie 'Blues With A Feeling' był rodzajem hołdu dla mistrzów tego gatunku. Zagrany z okazjonalnym udziałem harmonijki ustnej utwór naładowany był po brzegi improwizacjami gitary, organów Hammonda, a nawet pianina. Nie było tutaj nic z charakterystycznego rockowego zgiełku wcześniejszych piosenek, w zamian prawie każda sekunda przesiąknięta była klimatem bliższym tradycyjnie pojmowanego bluesa. Niby nie ma tutaj nic nowego, jakiegoś elementu zaskoczenia, jednak słucha się tego wybornie. Dodatkowo świetnie wypada niezwykle emocjonalna wokalna interpretacja, czasem na granicy krzyku.
Prawdopodobnie piosenka zainspirowana została przez posiadającą podobny charakter kompozycję 'Blues Deluxe' z debiutanckiej płyty Jeffa Becka 'Truth'.

W kilku miejscach zespół wzbogacił swoją muzykę efektami dźwiękowymi. Na przykład - odgłosami przejeżdżającego pociągu, wspomnianego już tłuczonego szkła oraz zniekształconych pokrzykiwań czy wyciem syreny wozu policyjnego. Miały one jednak znaczenie marginalne i stanowiły ornament, pojawiając się we wstępie czy w zakończeniu paru nagrań.

Należy także przyjrzeć się pięciu ostatnim fragmentom CD. Aż trzy z nich były do tej pory niepublikowane. Interesująco wypada wersja 'In The Hall Of The Mountain King' Edvarda Griega. W formie introdukcji formacja zaproponowała tutaj krótki monolog wypowiadany posępnym, lekko zniekształconym głosem.
Kapitalny jest także, ostatni na kompakcie, schizofreniczny 'Enchanted Park'. Początek przywodzi na myśl melodię graną przez pozytywkę lub katarynkę. Nagle ta senna aura zostaje zaburzona przez wejście typowej dla kwintetu chropowatej, rockowej piosenki, aby za moment zespół znowu zmienił nastrój poprzez wprowadzenie krótkiego, tworzącego nerwową atmosferę motywu wzbogaconego maniakalnym śmiechem.



Przyznaję - było trochę zapomnianych zespołów ze Stanów Zjednoczonych - na dobrą sprawę również i z innych stron świata - których czasem ciężko dzisiaj słuchać z tej prostej przyczyny, że brakło dobrych kompozycji, lub zawodził warsztat wykonawczy, a i brzmienie się już zestarzało. Ten problem nie dotyczy Twentieth Century Zoo. To jest wysoki poziom tak samych muzyków, jak i od strony produkcji, nie ma tu żadnego bezproduktywnego rzężenia. Niewiele tej formacji brakowało do lubianych przeze mnie The Chocolate Watchband.

Jeszcze jedno - proszę spojrzeć na muzyków tworzących zespół, czy oni wyglądali na kogoś, kto grał muzykę tak zadziorną? Wprost przeciwnie. Natomiast dzisiejsze zespoły składają się z osobników, którzy i owszem, wyglądają jakby pożarli własnych rodziców, natomiast muzykę tworzą adresowaną chyba do przedszkolaków.
Taka ironia.

Aha. Przypomniałem sobie.
Kompaktem, którego mogę słuchać z wielką przyjemnością pomimo ogromnej ilości bonusów, przewyższającej liczbą zawartość głównego albumu, to Octopus 'Restless Night'. W tym konkretnym przypadku mamy do czynienia z wstawieniem dwóch nieznanych nagrań w oryginalny materiał funkcjonujący na płycie analogowej.
To chyba wszystko.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz